W ciemnej sali wciąż leżało dwoje
ludzi, w powietrzu unosił się niemiły zapach. Ciężko było w
ogóle oddychać, w pomieszczeniu panowała duchota. Różowowłosa
kobieta czuła okropny ból brzucha, towarzyszyły temu nieprzyjemne
dla ucha dźwięki. Dodatkowo jeszcze zmęczenie mięśni, jak i
umysłu. Podobnie było w przypadku mężczyzny. Desperacko
potrzebowali odpoczynku, jednak nie mogli na niego liczyć. Nie mogli
teraz odpoczywać, musieli walczyć. Być twardzi, wytrzymali.
Musieli przeżyć. Caesar utrzymywał coraz mniejszy kontakt z
rzeczywistością i tym światem. Odpływał bardzo szybko. Po chwili
zaczął mruczeć pod nosem niezrozumiałe słowa. Na jego twarzy
ukazał się szeroki uśmiech, nie przestawał mówić, Piąta jednak
nie rozumiała ani słowa. Spojrzała na niego.
-Caesar... Caesar! -próbowała
przywrócić go do przytomnośći. -Caesar, uspokój się.
-zobaczyła, jak coraz bardziej opuszcza powieki. -Nie, proszę Cię,
tylko nie odpływaj. Patrz na mnie! Skup się na moich oczach,
Caesar! -potrząsnęła nim mocno. Zaczęła panikować, już nie
zwracała uwagi na głód, pragnienie i zmęczenie. Usiłowała mu
pomóc.
-Spójrz... jak tu pięknie, jakie
wspaniałe widoki. Piąta, zostańmy tutaj, to po prostu raj. Spójrz
tylko, morze, słońce... -zaczął bredzić, na wpół przytomny.
-Caesar, co Ty mówisz? Jesteś ledwo
przytomny, nie kontaktujesz, obudź się, natychmiast!! -zaczęła
krzyczeć, mimo piekielnego bólu gardła. Potrząsała nim mocno i
próbowała wybudzić. Gdy już myślała, że bezskutecznie, że to
już koniec, usłyszała głosy zza potężnych, mechanicznych,
zatrzaśniętych drzwi. Rozpoznała głos Capitana Callana. Usiłowali
otworzyć wejście. Piąta ciągle krzyczała.
-Proszę! Potrzebujemy pomocy! -nie
chciała zamilknąć, zanim przecież tutaj dotarli, mogli pomyśleć,
że tylko im się przesłyszało. Nagle drzwi się otworzyły. Na
Piątą i Caesara opadły strumienie światła neonowych lamp. Była
to niewiarygodna ulga. Młody naukowiec po chwili zamknął oczy,
jego ręka, którą dotychczas obejmował różowowłosą, teraz
opadła na podłogę. Kobieta straciła już wszystkie siły, opadła
ledwo przytomna na klatkę piersiową mężczyzny. Oboje ich
podniesiono. Agenci zajęli się Caesarem, natomiast Capitan Callan
podszedł do Piątej, uniósł ją delikatnie, widząc bardzo słaby
uśmiech na jej twarzy, zapytał z troską.
-Wszystko w porządku?
-Ze mną tak, Caesar jest ranny.
-uniosła głowę i odpowiedziała bardzo cicho.
-Nie bój się, nic mu nie będzie.
Zaraz się nim zajmą. Chodźmy stąd. -zaproponował. Na to kobieta
tylko przytaknęła. Z pomocą blondwłosego mężczyzny wstała i
ruszyła razem z nim w stronę wyjścia. Następnie obojga zabrali do
skrzydła szpitalnego. Caesara musieli opatrzeć, a Piątą
zdiagnozować, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Po tym
zaproponowali, by przekąsiła coś na stołówce, ale Ona jednak
odmówiła. Usiadła tylko na skraju łóżka Caesara i dotknęła
dłonią jego policzka.
-Nie odejdziesz ode mnie, prawda? Nie
możesz mi tego zrobić. Chciałeś mnie uratować, pomóc, a teraz
sam jesteś na skraju życia. -przyznała smutno, gdy już wszyscy
opuścili pomieszczenie. Nagle poczuła okropny ból brzucha,
chwyciła się mocno za niego. Usłyszała, jak burczy. Chciałaby
teraz coś zjeść, ale nie bez Casara, chciała być przy nim jak
najdłużej. Drżącą dłonią cały czas gładziła jego chłodny
policzek. Z oczu spłynęła jej samotna łza, która następnie
spadła na dłoń mężczyzny. Różowowłosa nawet tego nie
spostrzegła. -Jeśli Ty umrzesz, to ja też chcę. -mocno ścisnęła
jego lewą dłoń. Ucałowała go delikatnie w policzek.
* * *
W czasie, gdy Szósty został pilnie
wezwany na rozmowę z Capitanem Callanem, Rebecca wymknęła się
potajemnie do laboratorium. Mężczyzna kazał jej leżeć i
odpoczywać, ale Ona nie miała zamiaru tego robić. Gdy tylko tam
wbiegła, zaczęła sprawdzać, czy nie zostały uszkodzone próbki i
dokumenty. Nie było wielkiej tragedii, straciła jedynie kilka
próbek krwi E.V.O. Odetchnęła cicho z ulgą, ale mimo to w dalszym
ciągu przeglądała szafki i szuflady. Nagle natknęła się na coś,
czego się tutaj niespodziewała. Była to kartoteka jej ukochanego.
Wiedziała, że nie powinna, ale otworzyła ją. Od razu zobaczyła,
że nawet Providence prawie nic o nim nie wiedziała:
Imię: Nieznane
Nazwisko: Nieznane
Pseudonim: Szósty
Wiek: Nieznany
Posada: Agent Specjalny Providence
Rodzina: Nieznana
Pochodzenie: Nieznane
Dodatkowe informacje: Wielokrotnie
karany za zabójstwa i kradzieże. Za każdym razem uciekał i
ukrywał się w miejscu nie znalezionym nawet do teraz. Poszukiwany w
piętnastu krajach.
Gdy Rebecca przeczytała to wszystko,
przeraziła się. Wolałaby nigdy się na to nie natknąć. Jej
chłopak był seryjnym zabójcą, poszukiwanym w tylu krajach. Na
dodatek wymigujący się od zasłużonej kary. Kto wie, czy kiedyś
ktoś go nie rozpozna i nie aresztuje. Zaczęła bać się nie tylko
o niego, ale również o siebie. Miał czasami przebłyski swoich
dawnych zachowań, ostatnio coraz częściej. Zaczęła się obawiać,
że znów może stać się taki, jak parę lat temu. Natychmiast
odłożyła teczkę z dokumentami na miejsce. Zamknęła szafkę,
odwróciła się, i oparła o jej krawędź. Nagle zobaczyła w
wejściu Szóstego. Była zakłopotana.
-Rebecca, miałaś tam zostać i
odpoczywać, a nie skakać po laboratorium. -przyznał całkowicie
poważnie i skrzyżował ręce przy klatce piersiowej.
-Ja... wiem, ale chciałam tylko
zobaczyć, czy z dokumentami wszystko jest w porządku. -próbowała
jakoś wybrnąć.
-No to już sprawdziłaś, wracaj do
łóżka. -rozkazał.
-Ale... ja nie chcę. Czuję się
całkiem dobrze. -zapewniła z uśmiechem.
-Rebecca, wracaj do łóżka, masz
odpocząć. Nieważne, jak się czujesz, niedawno się przebudziłaś,
powinnaś jeszcze leżeć. -Kobieta westchnęła cicho i podeszła do
niego. On pocałował ją w czoło.
-Wolisz skrzydło szpitalne, czy swój
pokój? -zapytał z troską.
-W pokoju czuję się jakoś lepiej i
bezpieczniej. -przyznała z lekkim strachem w głosie, ale na
szczęście dla niej, mężczyzna tego nie spostrzegł.
-To chodź, położysz się tam, o ile
nie został zdemolowany. -uśmiechnął się do Rebecci i objął ją
ramieniem. Razem poszli w stronę jej pokoju. Mijali po drodze
mnóstwo ludzi, próbujących naprawić wszelkie uszkodzenia w
budynku. W końcu para dotarła do nietkniętych drzwi pokoju
Rebecci. Weszli do środka.
-Na szczęście wszystko stoi na swoim
miejscu. -przyznała z lekkim uśmiechem. Od razu usiadła na łóżko,
pomasowała swoje skronie. -Boli mnie głowa... -stwierdziła cicho.
-Połóż się, przyniosę Ci za chwilę
jakieś tabletki. -pocałował ją delikatnie, okrył kołdrą i
wyszedł z pokoju. Ona posłusznie opadła głową na poduszkę.
Westchnęła głośno. Zaczęła wpatrywać się w sufit i rozmyślać.
Ostatnio pojawiało się tyle problemów. Nie wiedziała, czy sobie
teraz poradzi. Miała nadzieję, że wkrótce wszystko się jakoś
ułoży i na szczęście życie pracowników agencji wróci do normy.
Jestem dziś tak wściekła, ale wena okazała się łaskawa, nie opuściła mnie i dzięki temu skończyłam bardzo szybko ten rozdział. Myślę, że dobry i porządny. Publikuję go trochę wcześniej, ale w sumie do jutra zostały jeszcze tylko niecałe dwie godziny. Pozdrowienia dla wszystkich i dedykacja dla Forsaken.
Ja nie mogę. Dziewczyno zaskakujesz mnie. Jakie to było słodkie kiedy Piąta martwiła się o Cezara! A Szósty jest taki opiekuńczy dla Holiday. Też bym się przeraziła gdybym odkryła że mój chłopak jest poszukiwany w 15 krajach. Czekam na nexta. Rozdział genialny i nie piszę tego dlatego, że nie umiem krytykować, tylko dlatego, że tego się nie da skrytykować XD Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzósty ma przebłyski swoich dawnych zachowań, super lubiłam go jako płatnego zabójcę, z nieierpliwością czekam na następny piątek
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sylwią Szósty stał sie bardzo opiekuńczy w stosunku do Holiday.Ogólnie rzecz biąrąc cały rozdział jest ciekawy,a zakończenie zachęca do dalszego czytania Brawo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Ewelina
Jest kilka błędów no ale jeśli chcesz, bym Ci je wskazał, to moje gg masz. C:
OdpowiedzUsuńOgólnie notka mi się podoba. Można się było domyślić, iż ktoś ich uratuje. ^^ Jedyne zażalenie jakie mam, to to, że nie dajesz akcji "zniknąć", dać trochę czegoś spokojniejszego po to, by potem przywalić czymś mocnym. To tyle z mojej strony. C=