Przytuliłem mocno Holi, pogłaskałem
ją po policzku i delikatnie pocałowałem. Z nią czułem się
cudownie... jak by znikały wszystkie problemy. Byłem taki
szczęśliwy gdy była przy mnie.
-Rebecca?
-Tak?
-Ostatnio zachowywałaś się tak...
dziwnie.
-Dziwnie?
-No... miałaś takie zmienne humorki.
Rebecca się uśmiechnęła.
-No wiesz... kobiece sprawy.
-Jasne, rozumiem.
Nagle zakręciło mi się w głowie.
-Szósty?
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć,
upadłem na ziemię i straciłem przytomność.
* * *
Obudziłem się w skrzydle szpitalnym,
strasznie bolała mnie głowa. Wszystko było rozmazane. Podniosłem
się, i zobaczyłem obok siebie Holi.
-Wszystko dobrze Szósty?
-Tak... mniej więcej.
-Leż spokojnie... musisz odpoczywać.
-Ale...
-Żadnych „ale”. Nie marudź, tylko
kładź się z powrotem. Ja muszę iść do pracy, trzymaj się.
Już chciałem coś powiedzieć, ale
jednak się powstrzymałem. Położyłem się z powrotem, i
zobaczyłem jak Holi wychodzi. Tuż po tym natychmiast wstałem,
podszedłem do wyjścia. Gdy Rebecca zniknęła za rogiem, wymknąłem
się ze skrzydła szpitalnego i poszedłem na trening. Gdybym go
opuścił, Biały miał by do mnie pretensje... A nie chciałem
powiedzieć, że to Holi zabroniła mi wstawać. Po treningu
skierowałem się z powrotem do skrzydła szpitalnego. Na korytarzu
zobaczyłem Rebeccę, chciałem się wycofać.
-Szósty!
Stanąłem w miejscu, wiedziałem
dobrze że będę miał teraz kłopoty. Niepewnie odwróciłem się
do niej. Jej mina wskazywała na to, że nie jest zbyt zadowolona.
-Kazałam ci leżeć, a ty po prostu
mnie zignorowałeś i poszedłeś sobie na ten idiotyczny trening!
-Musiałem iść...
-Przestań... nie tłumacz się. A
gdyby coś ci się stało?! Co ja bym zrobiła gdybyś został ciężko
ranny, albo... albo gdybyś nawet umarł?! Jesteś jeszcze słaby.
-Rebecca, ja...
-Nie, nic nie mów... mam już dość.
Holi poszła gdzieś przed siebie.
Czułem się chamsko. Ona mi zaufała zostawiając mnie tam samego, a
ja oczywiście nie posłuchałem jej i zrobiłem to co mi się
podobało. Chciałem pobiec za nią, ale się powstrzymałem. Chwilę
stałem jeszcze w tym samym miejscu, ale po chwili jednak poszedłem
gdzieś się przejść. Wlokłem się powoli po wąskich, długich
korytarzach. Czułem smutek i jednocześnie złość. Myśli mi się
mieszały. Byłem wściekły na samego siebie. Wiedziałem że
zawiodłem Rebeccę, ona nie lubiła, gdy ignorowało się jej
zdanie. Może to dla niektórych dziwne, ale tak jest. Ogółem
zawsze była lekko nerwowa, lubiła wszystkimi rządzić, i wprost
nienawidziła gdy ktoś mówił jej „nie”. Ciągle mało ją
znam. Zastanawiało mnie to, dlaczego tak szybko się denerwuje...
może sprawy sercowe? Nie byłem nawet pewny, czy chcę to wiedzieć.
Poszedłem po dłuższym czasie do swojego pokoju. Przypomniałem
sobie dopiero tę postać... tą dziwną zjawę. Przy drzwiach do
pokoju zawahałem się, ale wszedłem powoli do środka. Od razu
nerwowo rozglądnąłem się na wszystkie strony. Usiadłem na łóżko.
Gdy byłem z Rebeccą, wszystko było inaczej... czułem się o wiele
lepiej. A teraz ta niepewność i strach wróciły. To było okropne,
ale musiałem jakoś sobie z tym radzić. Najchętniej uciekł bym
teraz od wszystkich problemów. Po prostu zniknął raz na zawsze.
Była dopiero osiemnasta trzydzieści.
Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Przez ostatnie
wydarzenia reagowałem bardzo nerwowo na każdy najcichszy dźwięk.
Usłyszałem nagle głośny pisk. Wybiegłem natychmiast z pokoju.
Nic się tu nie działo. Pomyślałem, że mi się przesłyszało,
ale nagle znów usłyszałem to samo. Dobiegało prawdopodobnie z
laboratorium, wystraszyłem się trochę. Myślałem że może coś
stało się Rebecce. W laboratorium było ciemno i pusto. Chciałem
już wracać do pokoju, gdy włączyło się jasne, oślepiające
światło. Obleciał mnie strach, ale mimo to nie ruszyłem się z
miejsca ani na krok, chociaż w głębi duszy chciałem uciekać jak
najszybciej. Zauważyłem, że w kącie siedzi skulona Rebecca.
Podbiegłem tam i ukucnąłem przy niej. Dziwiło mnie też to, że
nikt inny nie zareagował na krzyk.
-Holi? Wszystko dobrze? Co ci się
stało?
-N … nie wiem co to było. Miałam
już iść do pokoju, ale coś mnie zatrzymało... nie pozwoliło mi
wyjść. -Jąkała się bardzo.
Dostrzegłem ciętą ranę na jej lewym
ramieniu. Jak by od pazurów.
-A to?
Rebecca spojrzała na swoje ramię.
-Nie wiem... pamiętam że upadłam na
ziemię, poczułam okropny ból. Później już nic... siedziałam tu
i wszystko znów było normalnie.
Było jasne czyja to sprawka, byłem
wściekły już nie na siebie... ale na tą postać, w tamtej chwili
chętnie dopadłbym ją, i zlikwidował raz na zawsze.
Wziąłem bandaże, i opatrzyłem
wszystkie rany Holi. Nie mogła w ogóle wstać z podłogi, więc
wziąłem ją na ręce i wyszedłem z laboratorium. Zaniosłem
Rebeccę do jej pokoju, tam położyłem ją na łóżku.
-Prześpij się, to dobrze ci zrobi.
-Mhm.
Ruszyłem powolnym krokiem w kierunku
drzwi, kiedy usłyszałem jej cichy, słaby głos.
-Szósty...
-Tak? -Odwróciłem się w jej stronę.
-Zostań ze mną, proszę...
-Ale...
-Proszę cię, połóż się obok
mnie... nie zostawiaj mnie samej.
Widziałem w jej oczach, że bardzo się
bała... ta zjawa nieźle ją nastraszyła.
-No... no dobrze.
Ujrzałem na jej twarzy słaby, prawie
niezauważalny uśmiech. Dłonią wskazała miejsce obok siebie.
Położyłem się tam, i mocno ją przytuliłem. Ona zamknęła oczy
i po bardzo krótkim czasie zasnęła. Pocałowałem ją w czoło.
Długo nie mogłem zasnąć, wpatrywałem się przed siebie w ścianę.
Po jakimś czasie zamknąłem oczy i usiłowałem w końcu zasnąć.
Nagle poczułem jak ktoś zaciska dłoń na moim ramieniu.
Spodziewałem się tego ducha, ale okazało się, że była to
Rebecca. Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem o co chodzi. Gdy na
nią spojrzałem, zauważyłem że mocno się trzęsie, miała
otwarte oczy, ale mimo to wyglądała na nieprzytomną. Potrząsnąłem
nią lekko, jednak to nie pomogło. Po kilku sekundach zaczęły
pojawiać się znikąd na jej ciele głębokie, cięte rany. Prawie
całe łóżko było już we krwi, martwiło mnie to, że Holi może
wykrwawić się na śmierć. Byłem bezradny i przerażony.
-O co tu kurwa chodzi?!-Krzyknąłem na
cały głos.
Rebecca z bólu zaczęła cicho
pojękiwać. Próbowałem ją obudzić, ale nie dawałem sobie rady.
Zobaczyłem nad nią nagle szarą mgiełkę, która zaczęła po
chwili latać po całym pokoju. Zatrzymała się po jakimś czasie na
środku pomieszczenie. Z mgiełki ukształtowała się postać tej
kobiety. Niechętnie puściłem Rebeccę i podbiegłem bliżej ducha.
-Co ty wyprawiasz?! Zabijesz ją
idiotko!
-Właśnie o to mi chodzi... Szybko
zauważyłam że ci na niej zależy...
-I co w związku z tym?
-Chcę po prostu żebyś cierpiał, a
ten sposób jest najlepszy... krzywdzić osobę na której ci
zależy.-Mówiła spokojnie, z lekkim, wrednym uśmiechem na twarzy.
-Masz natychmiast przestać! Zrobię
wszystko co chcesz, ale przestań się nad nią znęcać!
-Przykro mi... jest już za późno.
Nie chcę żebyś coś dla mnie robił... chcę Cię jedynie
pomęczyć, żebyś czuł się tak samo jak ja kiedyś.
-O co Ci chodzi?
-Ja już wszystko wiem... Wiem że to
Ty mnie zabiłeś! Miałeś mnie dosyć więc po prostu mnie
zamordowałeś... nie mogłeś normalnie powiedzieć że nie chcesz
mnie widzieć, tylko od razu odbierać mi życie?! -Jej ton ze
spokojnego zamienił się na groźny. Nie dawałem tego po sobie
poznać, ale niewyobrażalnie się bałem.
-Ja nikogo nie zabiłem!
-Jesteś pewien? Zaczęło się od
małego morderstwa... a później zacząłeś robić to dla
pieniędzy, i stałeś się płatnym zabójcą oraz szóstym
najniebezpieczniejszym człowiekiem na świecie.
-Może... ale nie przypominam sobie
żebym zabijał kogoś ze szkoły.
-Możesz nie pamiętać... ale ja wiem.
Jestem pewna w stu procentach.
Dłonią dotknęła wisiorka na swojej
szyi.
-A właśnie... skąd masz ten
wisiorek?
-Skąd? Ty mi go dałeś... dawno temu.
-Jak to?
-Ty nic nie pamiętasz... przez tych
idiotów straciłeś pamięć... tyle wspomnień. Kochałeś mnie...
znaczy... takie sprawiałeś wrażenie. Miałeś wtedy siedemnaście
lat.
-Jakoś nie przypominam sobie, żebyś
była kiedykolwiek moją dziewczyną.
-Mówiłam już, usunęli Ci pamięć...
gdyby nie Pierwszy, pamiętałbyś to wszystko.
-I co? Teraz chcesz się na mnie
zemścić?
-Tak... chcę żebyś męczył się, i
cierpiał tak samo jak ja. Niedługo spodziewaj się mnie z powrotem.
Po tych słowach zjawa zniknęła.
Odwróciłem się. Zobaczyłem że Rebecca śpi już spokojnie. Ale
te wszystkie rany nie zniknęły. Krew wypływała z jej ciała
sporymi strumieniami, a ja nic nie potrafiłem zrobić. Opatrzyłem
Rebeccę. Pogłaskałem ją po głowie, pocałowałem w policzek, i
położyłem się z powrotem obok niej mocno ją przytulając.
-Wszystko będzie dobrze... nie pozwolę
żeby stało ci się coś poważnego.-Szepnąłem i zamknąłem oczy.
Udało mi się dosyć szybko zasnąć.
A teraz przyszedł czas na moją
wzruszającą mowę końcową... Nie wiem kiedy pojawi się kolejna
notka, bo jak już większość z was wie, wyjeżdżam jutro lub w
czwartek na drugi koniec Polski, a nie jestem pewna kiedy wrócę.
Notka miała pojawić się dopiero jutro, jednak bardzo szybko ją
skończyłam i stwierdziłam, że po co czekać do jutra? Chciała
bym opublikować kolejną notkę jeszcze w tym roku, ale nie wiem czy
to się uda. Nie będę już przedłużać, myślę że wam się
podobała, i nie była najgorsza … trzymajcie się, pa.
Świetny wpis!
OdpowiedzUsuńNiesamowite, ciekawe czy ta zjawa jeszcze namiesza:)
Czekam na następną notkę!
circe.salazar.
OdpowiedzUsuńNotka bombowa. Tylko żeby Rebecca nie zginęła... Martwię się o nią. Może by tak trochę więcej Rexa, np. Szósty mógłby rozmawiać o tym z samym sobą i Rex mu pomoże chronić Rebecce, bo go podsłuchał. A nieważne. Pewnie masz lepsze pomysły. Notka boska. Czekam na nexta. Ale zabić własną dziewczynę... wow... Ciągle mnie czymś zaskakujesz XD
Rexa może i dodam odrobinkę więcej, ale to już serio minimalnie. A dlaczego? Ponieważ to nie jest blog o nim, tylko o Szóstym i Rebecce... a zwłaszcza o Szóstym. Dziękuję i tak za komentarz :).
UsuńGenialny rozdzialik!!! Na serio. czekam z niecierpliwością na nexta.
OdpowiedzUsuńnadal trovhe jak horror ale kocham jak bohaterowie obrywaja... ciesze sie ze holi tak oberwala i intrygujd mnie ta postac...
OdpowiedzUsuńWow, notka świetna, bardzo mi się podoba. ^ ^ Tylko ten nowy wygląd mi się nie podoba. :/ No ale, treść bloga rekompensuje jego wygląd.
OdpowiedzUsuń