Mężczyzna odchylił głowę
delikatnie do tyłu i oparł ją o ścianę. Zaczął wpatrywać się
w śnieżnobiały sufit. Był tak zamyślony że nie zauważył
Rebecci która od krótkiego czasu stała przy wejściu. Patrzyła na
jego zamyśloną twarz, po chwili zdecydowała się podejść bliżej
widząc, że jeszcze nie zwrócił na nią uwagi. Ukucnęła przy nim
i położyła dłoń delikatnie na jego ramieniu.
-Szósty? Stało się coś? Miałeś
trenować. -odezwała się głosem pełnym troski. Mężczyzna nawet
na nią nie spojrzał. Westchnął tylko i odezwał się cicho.
-Martwię się po prostu... że to znów
może się zdarzyć. Albo coś o wiele gorszego. Boję się że może
wam się coś stać Holy. -mruknął odwracając głowę w stronę
Rebecci.
Skarbie... -pocałowała go bardzo
delikatnie w policzek i po chwili oparła głowę o jego ramię. -Nic
się nam nie stanie. Wszystko będzie w porządku, to koniec.
-odpowiedziała mu spokojnie.
-Nie... to nie jest koniec, to dopiero
początek. Poszło stanowczo za łatwo, ja wiem że stanie się coś
poważnego. -mówił ponurym i załamanym głosem. Rebecca zaczęła
się o niego martwić.
-Szósty, co ty gadasz? Wszystko jest
dobrze... a o Ciebie zaczynam się poważnie martwić, jeszcze
niedługo zaczniesz mi się ciąć, czy coś podobnego... -przyznała
bardzo poważnie.
-Przestań... wcale nie. Przecież
normalnie się zachowuje.
-Na pewno nie normalnie. Wstawaj...
idziesz ze mną na badania. Coś się z Tobą dzieje i nie odpuszczę
póki nie dowiem się co. -rozkazała po czym pociągnęła go za
rękę wstając. Mężczyzna wstał tuż po niej, ciągnięty mocno
za rękę. Nie odezwał się już więcej. Rebecca zaciągnęła go
do laboratorium gdzie siedział na krześle Rex. Nie zwrócili na
niego uwagi. Holy kazała Szóstemu siadać na miejscu obok
nastolatka. Posłusznie usiadł. Obaj się nudzili, ale Rebecca nie
pozwalała żadnemu z nich wyjść z pomieszczenia. Szósty z
niecierpliwością czekał aż oderwie się od pracy przy komputerze
i go przebada. Chciał już iść do siebie. Po kilku minutach
Rebecca odeszła od komputera i ruszyła powoli w kierunku chłopaków.
Ruszyła się ledwo na dwa metry a nagle zgasło światło i wszystko
się wyłączyło. Cała trójka była niesłychanie zdziwiona. W
Providence nigdy nie zabrakło prądu. Chłopaki wstali z krzeseł.
Wszyscy nerwowo się rozglądnęli. W pomieszczeniu było obecnie tak
ciemno, że ledwo widzieli siebie nawzajem. Szósty zbliżył się na
kilka kroków do Holy i położył jej dłoń na ramieniu. Nie było
teraz czasu na użalanie się oraz myślenie o wszystkich problemach
i strachu. Stało się coś poważnego, więc musieli się tym zająć.
-Rebecco, musimy sprawdzić co się
dzieje.
-J... jasne. -zawahała się, od razu
dało się usłyszeć niepewność i strach w jej głosie.
-Holy, coś się stało? -zapytał z
wielką troską. Zbliżył się jeszcze bardziej i stanął tuż
przed nią. Miała lekko spuszczoną głowę. Bała się nawet
rozglądnąć.
-Nie... nic się nie stało... ja... ja
tylko... -nie potrafiła nawet dokończyć zdania.
-Boisz się ciemności? -zapytał ze
spokojem.
Kobieta nic nie odpowiedziała.
Spuściła głowę w dół jeszcze bardziej. Faktycznie się bała
ale zwyczajnie wstydziła się do tego przyznać. Po chwili poczuła
że ktoś ją mocno przytula. Uniosła lekko głowę i zobaczyła, że
to Szósty. Wtuliła się mocno, zamykając oczy. Z oka wydostała
się samotna łza, spłynęła po policzku i spadła na ziemię.
-Skarbie, nie bój się. Ja jestem przy
Tobie. Przecież nic Ci się nie stanie, to tylko ciemność. -mówił
do niej z wielką troską. Musnął bardzo delikatnie jej usta.
Kobieta wyraźnie się uspokoiła. Po chwili usłyszeli
zniecierpliwiony już głos Rexa.
-Ej, ja tu ciągle jestem. Zostawcie
mizianie się i przytulanie na później, dobra?
-On ma rację, musimy najpierw
sprawdzić co się stało. -odpowiedziała ciągle trochę
wystraszonym głosem. Ale już nie tak bardzo jak chwilę wcześniej.
-Eh... jakbyście nie zauważyli, nie
ma prądu. A wszystkie drzwi są tu automatyczne... na prąd.-Szósty
stwierdził fakt.
-No to mamy problem, jeśli ktoś zaraz
tego nie naprawi, będziemy mieli jeszcze większy kłopot.
-A zasilanie awaryjne? Przecież jest
tu takie. -odezwał się Rex z wielką nadzieją.
-Już by je włączyli... najwyraźniej
też padło. -stwierdził spokojnie mężczyzna.
-Jak Ty możesz być taki spokojny?!
Przecież możemy zostać tu na zawsze!! -w głosie Rexa było
słychać panikę.
-Uspokój się młody, nie ma co
histeryzować. Trzeba zachować spokój. -był opanowany jak zawsze.
-Ale jesteśmy w pułapce! -ciągle
histerycznie.
Szósty westchnął ciężko.
-Przestań się wydzierać. Lepiej
trochę pomyśl. Przecież możesz spróbować przywrócić prąd.
Rebecca nie wtrącała się w tą całą
dyskusję. Wolała siedzieć cicho. Rex się trochę uspokoił.
-No tak... jasne... spróbuję.
-uśmiechnął się słabo. Było mu głupio że tak zaczął
panikować. Podszedł do jednego z komputerów i dotknął go
delikatnie prawą ręką. Musiał się skupić. Usiłował naprawić
usterkę, ale nie mógł znaleźć jej źródła. Nie potrafił nic z
tym zrobić. Po krótkiej chwili odsunął się o krok od komputera.
Westchnął ciężko i odezwał się zrezygnowanym i załamanym
głosem.
-Nie dam rady... nie mogę znaleźć
źródła usterki... jakby nic się nie stało.
Rebecca na tą wiadomość po omacku
wygrzebała z jakieś szuflady małą latarkę. Włączyła ją. Nie
dawała zbyt wiele, ale zawsze coś.
Szósty dalej był spokojny, wiedział
że jest jeszcze inne wyjście. Nie miał zamiaru zostać tu na
dłużej, aż ktoś to naprawi.
-No dobra, skoro nie rozwiążemy tego
w ten sposób. Będzie trzeba rozwalić po prostu drzwi.-stwierdził
jakby to było coś normalnego.
Nastolatek trochę się zdziwił ale
nie było innego wyjścia.
-Biały nas za to zamorduje. -cicho i
niepewnie.
-Trudno, innego wyjścia nie ma. Chcesz
tu zostać?
-No... nie. -stanowczo.
-To rozwal te cholerne drzwi i będziemy
mieli to z głowy.
-No dobra. -mruknął pod nosem.
Odsunął się trochę od Rebecci i Szóstego. Stworzył swoje
wielkie, mechaniczne pięści i uderzył jedną z nich w drzwi. Po
tym mieli już gotowe wyjście.
-Szósty, ale jak Biały się mnie o to
uczepi, to wszystko zgonię na Ciebie. -stwierdził z lekkim
uśmiechem na twarzy.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz...
-również lekko się uśmiechnął. Ruszył w kierunku wyjścia z
laboratorium. Pozostała dwójka tuż za nim. Szli niespokojnie i
powoli przez szerokie, ciemne korytarze. Każdy najcichszy dźwięk
budził w nich strach. Zwłaszcza w Rebecce. Widzieli jedynie
niewielki obszar przed sobą, dzięki cienkiemu strumieniowi światła
wydobywającego się z latarki. Mieli teraz tylko jeden cel. Dostać
się do źródła całej energii w Providence... tylko tak można
było sprawdzić co się stało i to naprawić.
Nie skomentuję tutaj zbyt wiele...
powiem tylko, że dziękuję bardzo Okultyście, za nowy szablon na
bloga. Jestem bardzo wdzięczna <3. I druga sprawa, dedykacja dla
dwóch osób. Andisy, oraz Kimiko. To wszystko na dziś, pozdrawiam
wszystkich ;*.
fajny rozdział. Aż nie skręca co dalej. Mam niemiłe wrażenie że to ta zjawa zepsuła źródło zasilania. czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńZauważyłam dwa błędy
OdpowiedzUsuń"...Odsunął się trochę od Rebecci i Szostego.". Powinno być "Szóstego".
"...Dostać się do źródła całej energii w Prividence..." Powinno być "Providence"
Liczyłam na coś więcej niż zgaszenie światła. Jestem lekko rozczarowana. Mam spory niedosyt.
To tyle. Czekam cierpliwie na nexta.
Boże... sory za te błędy, jak ja czytałam i ich nie zauważyłam ? Za moment to poprawię.. nie napisałam tak specjalnie. Ale od ponad dwóch tygodni moja klawiatura działa bardzo dziwnie.
UsuńW pożadku. Ja też popełniam mnóstwo błędów.
UsuńZauważyłem kilka błędów interpunkcyjnych, ale... co tam. xD Także odczuwam niedosyt, pewnie temu, iż tak długo czekałem. ^^ Jestem ciekaw przyczyny awarii. Nie obstawiałbym zjawy, bo, według mnie, trochę za szybko by wróciła... Może wilkołak? XDD Czekam na nexta. C:
OdpowiedzUsuńDzięki za dedyk. Opko ciekawe... Holi bojąca się ciemności... A Rex panikujący tak jakby miał klaustrofobię. Idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń