Informacje i regulamin bloga:

REGULAMIN!!!

1. Nie akceptuję wulgaryzmów w komentarzach, jeśli ktoś chciałby coś mi powiedzieć, podany jest numer Gadu-Gadu, oraz Gmail.

2. To samo sądzę o reklamowaniu się w komentarzach, poprzez wstawianie linków do swoich blogów lub innych stron (typu fora, serwisy, różnego rodzaju swoje konta [DeviantArt, YouTube] itp. ). Możesz robić to jedynie w wiadomościach prywatnych.

3. Jeśli już masz zamiar dodać komentarz, pisz na temat. Nie będę tolerowała tekstów, które mówią, że blog jest nudny i nie ma sensu go czytać. W takich sprawach dyskutować będę jedynie w wiadomościach prywatnych, ale na blogu ma panować spokój. Nie chcesz czytać, nie czytaj, proste, prawda?

4. Blog jest po to, aby czytać i ewentualnie komentować, a nie rządzić na nim, od tego jest autorka. Jeśli treść się nie podoba, wyłącz. Na pewno nie będzie akceptowane wymuszanie przygód, jakie bohaterowie tu przeżywają, jak i tego, kto będzie głównym bohaterem historii! O tym, ile razy ktoś będzie występował, i czy w ogóle będzie, decyduję ja!

Uwaga! Użytkownicy nie stosujący się do regulaminu będą od razu blokowani! Nie będę dawała ostrzeżeń, nie mam zamiaru bawić się z Wami w teksty " zapomniałam/em o tym" !

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 12


Szósty i Rex chcieli jak najszybciej uwolnić Rebeccę. Dla ich obu była bardzo ważna, jednak nie mogli przecież po prostu jej szukać w momencie, gdy pilnowała jej bestia, a oni byli zmęczeni i słabi. Nie było warto nawet ryzykować, mogliby zapłacić za to najwyższą cenę, życie. Szósty bardziej martwił się o ukochaną i Rexa, niż o samego siebie. Mógłby za nich umierać w okropnych męczarniach. Był gotów chronić ich zawsze, w każdej sytuacji. Oboje byli dla niego jak najbliższa rodzina. Z prawdziwą nie utrzymywał żadnych kontaktów, nie wiedział co się u nich dzieje, nie był pewny nawet tego, czy jeszcze żyją. Pamiętał tylko swoje ostatnie słowa, tuż przed tym, gdy odchodził "Nie chce Was znać! Kiedyś wszystkich Was tu pozabijam! WSZYSTKICH!!". Wyszedł po tym z domu i do tej pory nigdy nie wrócił. Nie dotrzymał nawet powiedzianego słowa, nie wrócił tam i nie zamordował nikogo. Zaczął szkolenie u Pierwszego na najemnika. Bardzo często żałował słów, które wypowiedział członkom najbliższej rodziny prosto w twarze. Jednak niczego nie można było cofnąć. Co się stało, to się już nie odstanie. Bardzo późno zrozumiał, co jest w życiu najważniejsze. Stanowczo za późno. To rodzina, przyjaciele, i ukochana osoba naprawdę liczą się w życiu, a nie pieniądze, władza, czy zemsta. Zrozumiał to wszystko tak naprawdę dzięki Rebecce. Gdy zaczęło mu na niej zależeć. Całkowicie się zmienił. Był prawie nie do poznania. Gdyby dawniej ludzie, którzy go bardzo dobrze znali, powiedzieliby że stanie się w przyszłości uczciwym, dobrym, uczynnym, kochającym i sprawiedliwym człowiekiem, po prostu wszyscy by się roześmiali. Nigdy nie pokazywał, co tak naprawdę czuje do Rebecci, bardzo dobrze maskował każde uczucie. Na zewnątrz panował spokój, ale wewnątrz kłębiło się mnóstwo mieszanych uczuć. Na początku zaledwie się w niej podkochiwał, uczucie miłości nasiliło się, gdy oboje sobie to wyznali, a On poczuł prawdziwe znaczenie słowa „miłość”. Wtedy czuli, że mogliby zrobić dla siebie dosłownie wszystko. Było to prawdziwe uczucie. Darzył nim Rebeccę od dłuższego czasu, jednak nie miał odwagi wcześniej jej tego powiedzieć. Bał się odrzucenia. Ale gdy było już po wszystkim... Gdy powiedział jej prosto w oczy, co czuje... trudno opisać tę ulgę. Czuł się, jakby ściągnięto mu z nadgarstków stalowe kajdany. Jakby skamieniałe serce uwolniło się od ciężkiej powłoki. A teraz, nie ważne co by się stało, nigdy by się nie poddał, zwłaszcza, gdy chodziło by o Rebeccę. Był gotów walczyć o nią do samego końca, nawet wtedy, gdy był na sto procent pewien porażki. Zawsze chciał być przy niej, by pocieszyć, przytulić, pomóc. W tym momencie martwił się o nią bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Szczerze, wolałby być teraz na jej miejscu. Aby to coś dopadło jego, a nie ją.

Szedł razem z Rexem przez ciemny, bardzo wąski korytarz. Usiłowali znaleźć kogokolwiek do pomocy. Jednak nie mieli żadnej pewności, co do tego, czy ktoś tu jeszcze w ogóle żyje. Przecież nie było to wykluczone. Woleli jednak nie myśleć negatywnie. Już kilka razy się zgubili, ale na szczęście zdołali odnaleźć się po dłuższym czasie. Oboje znali bazę bardzo dobrze, każdy najmniejszy korytarz był im bardzo dobrze znany, jednak w tej sytuacji to nie pomagało ani trochę. Skoro nie wiedzieli nawet do końca, gdzie obecnie dokładnie się znajdują, trudno im było określić, w którym kierunku się przemieszczają. Nie odzywali się do siebie ani słowem, szli w ciszy i skupieniu. Kto wie, za każdym rogiem mogło czyhać niebezpieczeństwo. Byli zdezorientowani, przerażeni i zdenerwowani. Rex nie ukrywał tego, w przeciwieństwie do Szóstego. Ten mężczyzna zawsze doskonale maskował uczucia, w każdej sytuacji. Nie był jednak w stanie robić tego tylko przy jednej osobie. Przy Rebecce. Przy niej nie potrafił nic ukrywać, żadnych sekretów, uczuć. Mogłaby to wykorzystać i wyciągnąć z niego wszystko o jego przeszłości, wszelkie jego tajemnice. Jednak nie była taka okrutna. Ufała mu bezgranicznie, z wzajemnością. Nie nadużywała tego. Nie chciała nic popsuć, ani nie wykorzystywać tego, że nie potrafi przy niej nic ukrywać. Szanowała to, że każdy człowiek ma prawo do tajemnic.

Po krótkiej wędrówce, za rogiem zobaczyli na ziemi niewielki strumień krwi. Spojrzeli po sobie i poszli dalej. Zaledwie po kilku krokach, zobaczyli nieprzytomnego Caesara. Rex przeraził się jeszcze bardziej, natychmiast podbiegł do brata. Szósty również ukucnął obok. Nastolatek sprawdził puls brata. Był ledwo wyczuwalny.

-Szósty... -jęknął.

-Tak? -zapytał mężczyzna, spoglądając w stronę Rexa.

-On... On nie umrze, prawda? -widoczne było wielkie zmartwienie.

-Nie, nie bój się. Nawet tak nie mów. Wszytko będzie w porządku, zaufaj mi. -z wyraźną troską.

-Ale... co się mogło stać? Czy... czy to możliwe, że właśnie to coś mogło go dopaść? Powiedz... -chłopak miał już w oczach łzy, nie chciał nawet myśleć, że jego brat mógłby umrzeć. Tak po prostu odejść i go zostawić. Mimo wszystko Rex był bardzo podatny na zdanie brata. Nie wyobrażał sobie życia bez niego. Przecież miał teraz tylko Caesara. On był jego jedyną prawdziwą rodziną. Nie chciał go tracić.

-To nie jest wykluczone, nie wiemy co tu się naprawdę stało, ile tego jest, i kogo dopadło. Bądź dobrej myśli, najważniejsze jest to, że jeszcze żyje i nie ma ciężkich ran. Nie bój się. -Nagle usłyszęli cichy, kobiecy jęk. Szóstemu ten głos wydał się znajomy. Unieśli głowy i poświecili latarką przed siebie, kompletnie ich zamurowało. Na ziemi leżała Piąta, zwijając się z bólu. Szósty natychmiast się do niej zbliżył. Dziewczyna była cała podrapana, poszarpana i zakrwawiona. Od razu można było się domyśleć,  że nie była to zwyczajna sprzeczka lub przepychanka. Była przytomna, ale bardzo ciężko ranna. Wokół niej ciągle powiększała się kałuża ciemnej krwi. Nachylił się nad nią ostrożnie, dotknął jej zimnej dłoni, bezwładnie leżącej na brzuchu.
-Piąta, co Ty tutaj do cholery robisz? -zapytał niezwykle zdziwiony, ale spokojny
-Wyjaśnię Wam wszystko, ale nie teraz... proszę, pomóż mi. -wydusiła.
-Niby dlaczego mielibyśmy Ci pomagać? -wtrącił się nastolatek, który ciągle siedział przy bracie.
-Błagam... chociaż ten jeden raz... Szósty. -spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Po czym syknęła cicho z bólu i zwinęła się w kłębek łapiąc mocno za rozcięty brzuch. Widać było, że nie miała złych zamiarów, a nawet jeśli, nie dałaby przecież rady walczyć. Była zbyt słaba, ledwo się ruszała. Potrzebowała natychmiastowej pomocy. Chłopaków bardzo interesowało to, co robiła w pracowni Caesara. jednak postanowili odłożyć to na później, na razie nie było na to czasu. Dawniej Piąta i Szósty byli najlepszymi przyjaciółmi, a to, że Szósty jest teraz w Providence, nie musiało znaczyć przecież, że mieli zostać śmiertelnymi wrogami.
Mężczyzna dotknął dłoni różowowłosej, delikatnym ruchem zdjął ją z jej brzucha,odkrywając dużą, głęboką ranę ciętą. Dziewczyna jęknęła cicho z bólu. Miała już w oczach łzy. Spojrzała w jego stronę.
-Rex, poszukaj jakieś apteczki, nie możemy jej tak zostawić. -rozkazał.
-Ale... -nastolatek próbował się wymigać, ale Szósty nie dał mu nawet dokończyć zdania.
-Rex, już. -rozkazał już widocznie zniecierpliwiony. Rex z niechęcią wstał z podłogi, zaczął świecić naokoło latarką i biegać po pracowni brata. Było coraz mniej czasu. Piąta mogła wykrwawić się w każdej chwili. Każda sekunda miała w tej sytuacji duże znaczenie.
-Mam! -krzyknął po chwili nastolatek. Od razu pobiegł w stronę Szóstego, podał mu apteczkę. On wyjął z niej jeden z bandaży, zaczął opatrywać Piątą. Gdy tylko ją dotknął, dziewczyna jęknęła głośno z bólu i się skuliła.
-Piąta, uspokój się, przecież muszę Cię opatrzyć, w przeciwnym razie umrzesz, rozumiesz? -Szósty próbował jej przemówić do rozsądku.
-Ale... to boli... -wydusiła z wielkim trudem. Nie dawała sobie rady z tak okropnym bólem.
-Za chwilę będzie po wszystkim, dawałaś sobie radę w gorszych sytuacjach. -usiłował ją uspokoić. Dziewczyna się uspokoiła, niecierpliwie czekała aż Szósty skończy. Ból nie ustępował, ciągle cierpiała. Zawsze była silna, nie lubiła się poddawać, w każdej sytuacji walczyła do końca. Zwycięstwo było dla niej najważniejsze, nie ważne za jaką cenę. Jedyna i zarazem największa jej porażka była wtedy, gdy usiłowała pokonać Czwartego, Treya i Dosa, a następnie stać się numerem jeden. Skończyło się to tragicznie, przez ponad pół roku leżała nieprzytomna w szpitalu. Zniechęciło ją to do wielu rzeczy, przed długi czas nie chciała wykonywać zleceń, nie wychodziła nawet z pokoju. Do nikogo się nie odzywała. Czuła się wtedy upokorzona. Był to ogromny błąd, którego nie mogła już cofnąć. Po tym nigdy już nawet nie próbowała walczyć ponownie. Po kilku tygodniach milczenia i samotności, wróciła do swojego dawnego trybu życia. Każdy uczy się przecież na błędach, są one w życiu nieuniknione, ale Ona nigdy sobie tego nie wybaczyła.
Gdy Szósty skończył opatrywanie, pomógł jej wstać.
-W porządku? -zapytał troskliwie.
-Chyba tak... mniej więcej, c... co tu się dzieje tak w ogóle? -spytała ciekawsko.
-Wyjaśnię później, powiedz lepiej, skąd się tu wzięłaś? -chciał wykorzystać tę chwilę, aby dowiedzieć się tego.
-Ym... proszę, odłóżmy tę rozmowę na później, nie chcę teraz o tym rozmawiać.
-Zgoda, ale nie wymigasz się od wyjaśnień.
-A tak w ogóle, gdzie Twoja księżniczka? -dziewczyna zmieniła temat, zauważając że nie ma tu Rebecci. -w takich sytuacjach nigdy w życiu nie zostawiłbyś jej samej. -dodała po chwili.
-Tak, właśnie w tym problem, to coś, co najprawdopodobniej dorwało Ciebie, porwało Rebeccę. Szukamy jej, ale potrzebujemy pomocy, nie damy sobie we dwójkę rady. Pomożesz?
-Szósty, ledwo stoję na nogach, prawie się wykrwawiłam, mam wrażenie jakbym zaraz miała paść, ale... pomogę Wam. W końcu, Ty uratowałeś mnie, jestem Ci winna przysługę.
Na twarzy Szóstego pojawił się nikły uśmiech. Po chwili usłyszeli głos Rexa.
-Szósty...Caesar, chyba już się budzi. -Piąta i Szósty odwrócili się w stronę nastolatka, usłyszeli po chwili cichy jęk Caesara. Po chwili otworzył szeroko oczy i gwałtownie się podniósł. Ciężko i głośno oddychał, rozglądnął się wokoło.
-Co...co się stało? -spojrzał na brata.
-Spokojnie Hermano, już w porządku, ale musimy jeszcze ratować Holy i naprawić to wszystko.
-Ale... co się stało? Pamiętam tylko że pracowałem, nagle zgasło światło, odwróciłem się i poczułem okropny ból, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. -spojrzał po chwili podejrzliwie w stronę Piątej -a Ona co tutaj robi? -Szósty się wtrącił:
-Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia, pogadamy o tym wszystkim później. Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie, gotowi? -Piąta i Caesar spojrzeli po sobie.
-Żartujesz?! -wykrzyknęli w tym samym czasie. Szósty westchnął cicho.
-Tak, wiem. Przed chwilą byliście prawie martwi, ale proszę Was, musimy ratować Rebeccę i naprawić ten cały bałagan. Piąta, mówiłaś że pomożesz.
-No tak... -cicho westchnęła i spuściła głowę.
-No chodźcie, może nawet teraz męczy się i umiera! Nie chcę stracić osoby którą kocham!
-Słodko Kotuś, ale bez broni nic tu nie zdziałamy. Nawet z tymi twoimi mieczykami, czy żałosnymi maszynkami tego dzieciaka. Idziesz tam ratować swoją laskę, czy popełniać samobójstwo? Bo jak na razie, wygląda mi to na tę drugą opcję.
-A Twoja gitara? Czy... sztylety? -zapytał z nadzieją.
-Gdybym jeszcze je miała, nie odzywałabym się nawet na ten temat. Spójrzmy prawdzie w oczy, nawet we czwórkę nie zdziałamy tu niczego bez żadnej broni, przecież nie wmaszerujemy sobie tam spokojnie bez niczego, licząc na cud. Cudów nie ma Kotku, albo wchodzimy tam uzbrojeni i wygrywamy, albo wszyscy zostajemy zamordowani. Z jednym ostrzem nie zdziałasz nic, dobrze o tym wiesz. A może zapomniałeś już najważniejszej zasady? Poza tym, jak chcesz ją niby znaleźć? Ten budynek jest ogromny. -każde słowo wymawiała z wielkim trudem, ciężko jej się oddychało. Ciągle czuła piekący ból. Każde kolejne słowo sprawiało jej coraz większą trudność.
-Rebecca ma nadajnik, gdy zaczynała tu pracę, wczepili jej go w szyję. Ale ona o tym nie wie, nigdy by się na to nie zgodziła. Ale żeby odebrać sygnał z nadajnika, potrzebnejest zasilanie w bazie, można odczytać dane tylko przez główny komputer.
-Jasne... świetnie. A jak chcesz przywrócić zasilanie?
-O to się już nie martw, poradzimy sobie. -mimo wszystko Szósty spuścił głowę, czas był tym, czego najbardziej im brakowało. Piąta miała jednak trochę racji, nie mogli ruszyć na ratunek bez porządnego przygotowania. Spojrzał w stronę dziewczyny. Nie ukrywała ona żadnych emocji, nawet nie próbowała. Na pierwszy rzut oka było widać strach, zakłopotanie i bezradność.
-Dobra, zdobędziemy broń ale później jak najszybciej ją ratujemy! Nie ma czasu, każda sekunda się liczy, gdybym był tu sam, i wiedział gdzie Ona jest, nie zwracałbym nawet uwagi na brak broni czy zmęczenie. Od razu biegłbym do niej jak najszybciej.-Nastolatek słysząc słowa Szóstego, podszedł do niego bliżej.
-Wtedy mówiłeś coś innego. Że nie możemy iść tam od razu pod żadnym pozorem, że trzeba się najpierw przygotować.
-Mówiłem tak tylko ze względu na Ciebie.
-Co? Jak to? -zawahał się, nie rozumiał do końca o co chodzi.
-Nie będę się teraz tłumaczył, później sobie to wszystko wyjaśnimy.-Mężczyzna ominął Rexa nawet na niego nie spoglądając. Powoli zaczął oddalać się w stronę ledwo widocznych drzwi, znikając w ciemności. Pozostała trójka czuła niesamowite przerażenie, pospiesznym krokiem ruszyli za Szóstym.
* * *
Rebecca ledwo żyła, krwawiła coraz bardziej. Jej skóra była poszarpana i pogryziona. Zwijała się z bólu mimo tego, że ledwo mogła się ruszać. Potwory dały jej na jakiś czas spokój. Leżała całkiem sama w ciemnym pomieszczeniu. To był jednak jej najmniejszy problem, modliła się, aby ktoś ją jak najszybciej uratował. Gdy opuszczała powieki, widziała przed sobą twarz swojego ukochanego. Za każdym takim razem mimowolnie płynęły jej łzy z oczu.
-Kochanie... -popłakała się jeszcze bardziej. Nie mogła znieść bólu fizycznego, jak i psychicznego. Bolała ją każda część ciała, jednak jeszcze bardziej bolesna była dla niej tęsknota za swoim ukochanym. Nie mogła przestać o nim myśleć. Ciągle miała nikłą nadzieję że Szósty za chwilę ją znajdzie i uratuje z tej okropnej sytuacji. Nie chciała teraz umierać, bała się śmierci. Chciała być z powrotem bezpieczna w ramionach Szóstego. Leżała tak bardzo długo, nie była pewna nawet godziny i pory dnia. Czas okropnie się jej dłużył, miała wrażenie, jakby leżała tuta już całe wieki. Bardzo mocno zaciskała powieki, nie chciała otwierać oczu, za bardzo się bała. Była w ciężkim szoku. To najokropniejsze chwile w całym jej życiu. Nie mogła się uspokoić, było to dla niej stanowczo za dużo. Słyszała już tylko cichy szum w głowie i dźwięk iskier pojawiających się przy rozszarpanych kablach i innych sprzętach. Na podłodze rozlana była jakaś dziwna, lepka substancja, nad którą unosił się bardzo niemiły zapach. Rebecca musiała to wytrzymać, nie miała innego wyboru. W tej sytuacji nie mogła poddawać się takim rzeczom. Jednym plusem było to, że przynajmniej te bestie gdzieś zniknęły i jak na razie dały jej święty spokój. Wydawało jej się, że skądś zna te istoty, ale do końca nie wiedziała skąd. Zdołała unieść bardzo delikatnie ciężkie powieki. Nerwowo rozglądnęła się wokoło, zobaczyła tylko ciemność, żadnych krwisto-czerwonych oczu. To oznaczało, że jest tutaj sama. Odetchnęła głęboko z wyraźną ulgą. Zaraz po tym zaczęła cicho kaszleć, każdy oddech sprawiał jej trudność. Nie mogła nic z tym zrobić, ani zatamować krwawienia, opatrzyć ran. Czuła bardzo dziwny niepokój, jakby za chwilę miało się coś stać, coś ważnego. Lecz niekoniecznie miłego. Zamknęła z powrotem oczy. Już miała zamiar się poddać, cała nadzieja po prostu zniknęła, jakby nigdy nie istniała. Nie było już nawet małej iskierki w sercu. Była pewna tego, że za chwilę umrze. Gdy nagle stało się coś, co przywróciło jej wszystkie siły.
Gdy już straciła nadzieję na jakikolwiek ratunek, gdy chciała już się poddać, gdy nadzieja już całkowicie zniknęła. Gdy była już całkowicie pewna śmierci, stało się coś, co rozpaliło w jej sercu iskrę nadziei, pozwalając na skupienie się i uspokojenie. Nagle zapaliło się światło, Rebecca zobaczyła nad sobą śnieżnobiały sufit. Podłoga była jednak zabrudzona krwią i innymi różnymi substancjami. Rebecca ujrzała róznież w kącie pomieszczenia poszarpane, ludzkie wnętrzności i niewielki stosik kości. Przeraziła się na ten widok, ale jednocześnie była zadowolona z tego powodu, że nie spotkało to jej. Głęboko odetchnęła. Nie była nawet świadoma tego, że przez cały ten czas wdychała trujące opary, które uwolniły się pod wpływem stłuczenia wielu fiolek zawierających śmiertelnie trujące substancje, wszystkie zmieszały się, tworząc płyn o zgniło-zielonym kolorze, który był widoczny na całej podłodze. To właśnie nad nim unosił się okropny zapach.
Ciało Rebecci było pogryzione, poszarpane i podrapane. Ruszyła ręką w górę, chwyciła się niewielkiej półki przytwierdzonej do ściany i usiłowała się podnieść. Przyszło jej to z wielkim trudem, ledwo chwyciła się i spróbowała wstać, a jej mokra od potu i krwi dłoń ześlizgnęła się z półki, a tuż po tym Rebecca spadła z powrotem na plecy. Już później nawet tego nie próbowała. Liczyła na to, że skoro jest już zasilanie, to ktoś już niedługo ją znajdzie i wyciągnie z tych kłopotów. Musieli przecież sprawdzić, co jest uszkodzone i czy ktoś nie leży prawie martwy, tak jak Ona. Nagle usłyszała liczne kroki, ulżyło jej. Odetchnęła głęboko z wyraźną ulgą. Pojawił się na jej twarzy nikły uśmiech. Na reszcie po tych wszystkich cierpieniach otrzyma pomoc. Kobieta czekała cierpliwie leżąc nieruchomo. Po krótkiej chwili zobaczyła nad sobą Szóstego, Rexa, Caesara, Piąta i Kapitana Callana z trójką agentów. Wszyscy byli uzbrojeni. Na widok Szóstego Rebecca ucieszyła się najbardziej. On uklęknął przy niej.
-Rebecca, skarbie... -nie powiedział już nic więcej, przytulił ją tylko mocno. Ona ignorując kompletnie jakikolwiek ból wtuliła się w niego i zaczęła płakać głośno. Pobrudziła mu krwią ubranie. On przeczesywał dłonią jej włosy i kołysał delikatnie, ciągle mocno przytulając. Ucałował ją w policzek. Po chwili oboje usłyszęli głos Piątej.
-Ale... gdzie ten... Potwór? -zapytała ciekawsko.
-Jak widać, dał sobie spokój. -przyznał Szósty z wielkim spokojem i ulgą.
-Szósty, żartujesz sobie? Nie wstarczy włączyć światła, aby zabić taką bestię.
-Proszę, nie rozmawiajmy o tym teraz. Jeśli się pokaże, będziemy walczyć, jeśli nie, to trudno.
-Jasne. -dziewczyna odeszła kawałek na bok. Przez liczne, ciężkie rany, głównie w dolnych okolicach brzucha, bioder, czy klatki piersiowej, zrobiło jej się słabo. Zakręciło jej się mocno w głowie. Próbowała dojść do najbliższej ściany, aby się o nią oprzeć, jednak nie  dała rady. Gdy była przed Caesarem, straciła władzę w nogach, jakby ich w ogóle nie miała, nagle wszystko się jej rozmazało a Piąta spadła prosto na niego.
-P... przepraszam -wydusiła z siebie. Caesar ją złapał.
-Nic nie szkodzi, nie przejmuj się. -mężczyzna przytrzymał ją chwilę i zaprowadził pod najbliższą ścianę. -siadaj i odpocznij. -zaproponował troskliwie. Uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie byli co prawda przyjaciółmi, ale to przecież nie znaczyło, że nie mogli sobie pomóc. Poza tym, Caesar zawsze był miłym, spokojnym i pomocnym człowiekiem. Nie znał Piątej, widział ją pierwszy raz w życiu, ale słyszał na jej temat różne opowiadania, niekoniecznie miłe. Z tego wszystkiego co słyszał, wiedział że jest chytra, sprytna i przebiegła, nie zbyt chętna do pomocy ludziom. Wszyscy przedstawiali ją jako kobietę myślącą tylko o sobie i własnych potrzebach. On sam widział w niej dobroć i niewinność. Według niego nie była wcale zła. Obecnie nie miała złych zamiarów, nie walczyła z byle jakiego powodu. Nie chciała śmierci żadnego z obecnych tutaj osób.
Oparła głowę o ścianę, zamknęła oczy. Wszyscy w pomieszczeniu mogli usłyszeć jej głośny, ciężki oddech. Bandaż, którym wcześniej owinięto jej brzuch, był już cały nasiąknięty krwią. Nie dawała sobie rady z taką dużą raną. Jej ciało było na to zbyt słabe. Ciężki bandaż zaczął jej dokuczać, dlatego go odwinęła i odłożyła gdzieś na bok. Po tym, z rany od razu zaczął wypływać szeroki strumień krwi, w bardzo krótkim czasie utworzyła się wokół niej krwista kałuża. Nagle usłyszała Caesara.
-Ej, co ty robisz? -podszedł do niej od razu, gdy tylko to zauważył.
-Nie mogę dłużej... boli... -przyznała bardzo cicho.
-Wiem, jesteś ranna. Jestem świadomy tego, że odczuwasz ból, ale nie możesz zdejmować opatrunku. Jeśli nie zatamuje się krwawienia, możesz niedługo umrzeć. -z wyraźną troską.
-No i co? Nikt nie będzie tęsknił. Przecież już powinnam być martwa, to bez sensu. -zrezygnowanym głosem. Miała już wszystkiego dosyć.
-Przestań tak mówić, posłuchaj mnie, nie znam Cię dobrze, prawie w ogóle, ale nie pozwolę na to, żebyś teraz zginęła. Każdy zasługuje na życie. -przez ten czas próbował z powrotem owinąć jej ranę bandażem, jednak ona odpychała go dłonią. On nie zaprzestał, w końcu Piąta tak bardzo zasłabła, że przestała się sprzeciwiać, opadła bezwładnie i pozwoliła na to. Caesar opatrzył ją nasiąkniętym bandażem. Musiał założyć go z powrotem, nie było wyboru. Czyste opatrunki mogli pozyskać dopiero w skrzydle szpitalnym, a Ona nie mogła iść tam z otwartą raną. Zanim by tam dotarli, ona już dawno wykrwawiła by się i zginęła w cierpieniach.
Piąta drżała bardzo mocno. Gdy Caesar skończył, położył jej głowę na swoich kolanach, odgarnął delikatnym ruchem dłoni kilka kosmyków jasno-różowych włosów z jej czoła. Ona po raz pierwszy w życiu poczuła się naprawdę bezpieczna i szczęśliwa. Dotknęła dłonią swojego brzucha. Uniosła głowę i spojrzała na Caesara. Dostrzegła szczery i życzliwy uśmiech. Nie była jednak w stanie tego odwzajemnić. Ułożyła głowę wygodnie na jego kolanach. Zamknęła oczy. Przestawała powoli kontaktować. Słyszała bardzo cicho jakąś rozmowę, jednak nie odróżniała słów. Po chwili straciła całkowicie przytomność.
W tym samym czasie Szósty zajmował się Rebeccą. Nie zwlekał, cenna była każda sekunda. Wziął ją na ręce, nie zwracając uwagi na ciągłe niebezpieczeństwo ruszył od razu w stronę skrzydła szpitalnego. Tuż za nim pomaszerował Rex z Kapitanem Callanem i agentami. Caesar rozejrzał się po pomieszczeniu dosyć niepewnie i podejrzliwie. Po kilku chwilach sam podniósł się z podłogi. Wziął Piątą na ręce, była bardzo lekka. Ruszył od razu za pozostałymi osobami.

Więc witam po długiej przerwie! Tak, wracam już do regularnego pisania, już wiecie, że nowym projektem, był nowy blog, a poświęcałam na niego tyle czasu, bo musiałam pisać notki na zapas, inaczej nie wyrobiłabym się z wszystkimi blogami. Notki o Szóstym będą w piątki, natomiast o Piątej, w poniedziałki, postanowiłam sobie już. Wiem, że rozdział jest strasznie długi, ale mam nadzieję, że wam się podoba i nie zanudziliście się na śmierć. I jeszcze jedno, jako że przy wczorajszym prologu zapomniałam podziękować Dyźkowi za to, że wykonał dla mnie ten piękny, słodziaśny, różowy szablon, dziękuję mu serdecznie teraz, i dedykacja specjalnie dla niego ;***.

4 komentarze:

  1. Rozdział super. Fajnie, że wracasz do regularnego pisania. Czy ja mam tylko wrażenie, że Caesar zakochał się w Piątej? Nie mogę doczekać się poniedziałku! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. „nie dałaby przecież razy walczyć” - chyba „rady”, nie „razy”.
    „-Ym... proszę, nie odłóżmy tę rozmowę na później, nie chcę teraz o tym rozmawiać.” - pierwszego „nie” chyba miało nie być.

    „Rebecca ujrzała róznież w kącie pomieszczenia poszarpane, ludzkie wnętrzności i niewielki stosik kości. Przeraziła się na ten widok, ale jednocześnie była zadowolona z tego powodu, że nie spotkało to jej.” - XDDDDDDDDD Dobre!!! Notka genialna, bardzo przyjemnie mi się ją czytało, choć przeplatałaś opisy uczuć Szóstego z uczuciami Piątej, co nie było do końca komfortowe. Zresztą i tak mi się bardzo podobało. C:

    Nie ma za co. ^ ^” I wiem, że mogłoby być lepiej, no ale... nie miałem pomysłu. D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... tego co wychwyciłeś tak właściwie miało nie być D:
      Trudno, poprawi się za momencik.

      Usuń
  3. No dobra, rozdział cholernie długi i straszny... połączyłaś Cezara z Piątą i Holi z Szóstym... teraz kolej na Rexa XD Cieszę się, że wszyscy przeżyli, ale zastanawiam co się stało z tym stworem... No dobra, idę czytać kolejny rozdział...

    OdpowiedzUsuń