W
mieście było spokojnie, żadnych ataków, co wcale nikogo nie
martwiło, w Providence mieli czas na inne rzeczy, niektórzy mogli
odpocząć, a inni i tak ciężko pracowali. Rebecca od wczesnego
ranka siedziała w laboratorium i wykonywała jak codziennie swoją
robotę. Nie każdy miał tak źle, nie było od pewnego czasu ani
jednego alarmu, Szósty jeszcze spał, w zasadzie nie miał nic do
pracy, więc mógł odpocząć dłużej. W końcu obudził się, od
razu wstał z łóżka, przebrał się, i wyszedł z pokoju,
skierował się natychmiast do laboratorium, zobaczył Rebeccę
kręcącą się tam i z powrotem, miała naprawdę dużo pracy.
Szósty podszedł do niej.
-O,
no proszę, w końcu wstał najpracowitszy człowiek świata.
-mruknęła cicho pod nosem.
-Taak...
też się cieszę, że cię widzę. -odpowiedział ironicznie.
-Jeżeli
przyszedłeś tu tylko po to, aby mi przeszkadzać, to daruj sobie,
mam dużo pracy. A jeśli chcesz się naprawdę do czegoś przydać,
lepiej idź po Rexa, od dziesięciu minut na niego czekam, spóźnił
się już na badania. -Rebecca nie dała mu w ogóle dojść do
słowa.
-Ale...
-spróbował się odezwać.
-Idź,
jeśli nie ma go w pokoju to pewnie trenuje... no już. -pogoniła go
ruchem dłoni.
Więcej
się nie odezwał, tylko wyszedł z laboratorium, skierował się do
pokoju Rexa, po drodze mijał jednak salę treningową, usłyszał
tam jego głos, wszedł do środka, oparł się o ścianę i na razie
tylko obserwował. Rexowi szło nieźle, ale nie można powiedzieć,
że doskonale. Gdy skończył, podszedł do Szóstego, ten odezwał
się pierwszy:
-Rebecca
kazała mi cię znaleźć, spóźniłeś się na badania, leć teraz
szybko do laboratorium. -przedstawił szybko to, co miał przekazać.
Rex cicho westchnął.
-Nienawidzę
tych wszystkich badań, kiedy w końcu ona mi odpuści? -zapytał,
patrząc na opiekuna.
-O
to nie pytaj mnie, tylko ją. -mężczyzna kiwnął lekko głową w
stronę korytarza, prowadzącego do laboratorium Dr. Holiday.
Rex
zrezygnowany wyszedł z sali, i tam poszedł. Szósty chwilę jeszcze
postał, postanowił po chwili, że sam potrenuje, nie zaszkodzi mu
to. Szło mu bardzo dobrze, szybkimi ruchami omijał przeszkody, i
czasami przecinał je ostrymi mieczami, jeśli była taka
konieczność. Gdy skończył był trochę poobijany, nawet jemu nie
wychodzi to doskonale. Miał kilka siniaków, i nieźle oberwał w
głowę. Poszedł do laboratorium, Rexa już tam nie było, Holi
skończyła badania nad nim, nie trwały one długo. Szósty szedł z
lekko spuszczoną głową, nie chciał aby, Rebeka zauważyła ranę
na głowie, od razu zaczęłaby się czepiać.
-Hej
Szósty, jak trening? -zapytała z lekkim uśmiechem.
-Dobrze.
-ze spuszczoną głową oparł się o jedną ze ścian.
-Podnieś
głowę, wiem że oberwałeś. -stwierdziła z cichym westchnięciem.
-Wcale
nie, przewidziało ci się. -próbował się wymigać.
-Szósty...
masz pojęcie, że widziałam przez kamery każdy Twój krok na
treningu? -tymi słowami wygrała tę drobną sprzeczkę.
On
westchnął i podniósł głowę, Rebecca zobaczyła, że miał z
boku rozciętą skórę a z niewielkiej rany spływał wąski
strumyczek krwi.
Holiday
zaczęła opatrywać mu ranę, nie była z tego powodu zbyt
zadowolona.
-Czemu
ty na siebie nie uważasz?! -krzyknęła po krótkiej chwili.
-Przestań,
to tylko jedna rana, nie panikuj.-usiłował ją uspokoić.
-Nie
chodzi o jedną ranę, ty nigdy nie potrafisz o siebie zadbać,
zawsze coś Ci się stanie! -ciągle się czepiała.
-Możesz
się tak nie wydzierać? A poza tym, to co Ci tak na tym zależy?
-zapytał ciekawsko z lekkim, prawie niezauważalnym uśmiechem.
Rebecca
skończyła akurat opatrywać jego ranę, po tych słowach
natychmiast zamilkła i podeszła z powrotem do głównego komputera.
-Może
odpowiesz? -Szósty wstał i podszedł do niej. Oczekiwał
natychmiastowej odpowiedzi. Wyraz twarzy Rebecci nie wyglądał na
zbyt radosny, i chętny do tej rozmowy.
-Odpowiesz,
czy nie? -mężczyzna nie odpuszczał.
-Nie
muszę Ci na nic opowiadać. -uparła się.
-Teraz
zaczniesz kłócić się jak mała dziewczynka? -zapytał patrząc na
krzątającą się po laboratorium Rebeccę, szedł krok w krok za
nią. Nie wiedział, że jednak trochę teraz przesadził. Rebecca
wyszła bez słowa z laboratorium, On poszedł oczywiście za nią,
nie miał zamiaru się poddać. Holi szła przed siebie, a on tuż za
nią, po chwili złapał ją za ramie.
-Puść
mnie! -krzyknęła zdenerwowana.
-Rebecco,
najpierw odpowiedz. Nie miał zamiaru w najbliższym czasie jej
odpuścić.
-A
co ci tak zależy na tej odpowiedzi?! -zapytała, odwracając się w
jego stronę.
-A
co ci tak zależy na mnie?! -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Idioto,
czy ty jesteś ślepy?! Zależy mi na tobie, bo cię kocham!!
-krzyknęła bardzo głośno, co wzbudziło zaciekawienie niektórych
agentów przechodzących obok. Szósty nagle zamilkł, zamurowało
go... nie wierzył, że Ona to powiedziała. Rebecca miała już łzy
w oczach, więcej się nie odezwała, szybkim krokiem poszła gdzieś
przed siebie, już nawet nie zwracając uwagi na mężczyznę ciągle
stojącego w tym samym miejscu.
Zacznę od błędów, które mi się pierwsze rzuciły w oczy:
OdpowiedzUsuń1. Wciąż stawiasz przecinki przed "i", kiedy pojawiają się pierwszy raz w zdaniu!
2. Providence pisz z dużej litery.
Dobra, koniec. Notka jest super. Trochę krótka, ale to w końcu prolog. :) Myślałam, że jakiś czas poczekasz z takimi wyznaniami. Myślałam, że Holiday powie mu to w...cóż...piątej notce. Ale prolog? Dobra, nie czepiam się, bo widzę, że do czegoś dążysz. Oby tak dalej! Pozdrawiam.
Wygląda na to że jest przed okresem...
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie:
Prolog lepszy od mojego. Bardziej... rozbudowany.
Jeśli o mnie chodzi, ja bym ciągnęła w nieskończoność tą miłość i tą "niepewność" ale wiem, że ty nie należysz do cierpliwych osób.
Mam nadzieje, że jakoś wszystko się ułoży i będzie więcej mojego Rexa w Twoim opku.
Pozdrawiam!
Ja już nawet wiem o jakiego Rexa ci chodzi xD
UsuńCałkiem nieżle ;) Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńFajnie. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuń