Informacje i regulamin bloga:

REGULAMIN!!!

1. Nie akceptuję wulgaryzmów w komentarzach, jeśli ktoś chciałby coś mi powiedzieć, podany jest numer Gadu-Gadu, oraz Gmail.

2. To samo sądzę o reklamowaniu się w komentarzach, poprzez wstawianie linków do swoich blogów lub innych stron (typu fora, serwisy, różnego rodzaju swoje konta [DeviantArt, YouTube] itp. ). Możesz robić to jedynie w wiadomościach prywatnych.

3. Jeśli już masz zamiar dodać komentarz, pisz na temat. Nie będę tolerowała tekstów, które mówią, że blog jest nudny i nie ma sensu go czytać. W takich sprawach dyskutować będę jedynie w wiadomościach prywatnych, ale na blogu ma panować spokój. Nie chcesz czytać, nie czytaj, proste, prawda?

4. Blog jest po to, aby czytać i ewentualnie komentować, a nie rządzić na nim, od tego jest autorka. Jeśli treść się nie podoba, wyłącz. Na pewno nie będzie akceptowane wymuszanie przygód, jakie bohaterowie tu przeżywają, jak i tego, kto będzie głównym bohaterem historii! O tym, ile razy ktoś będzie występował, i czy w ogóle będzie, decyduję ja!

Uwaga! Użytkownicy nie stosujący się do regulaminu będą od razu blokowani! Nie będę dawała ostrzeżeń, nie mam zamiaru bawić się z Wami w teksty " zapomniałam/em o tym" !

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 6

Gdy rano otworzyłem oczy, wszystko było lekko zamazane. Czułem się, jak by ktoś przypiął mnie łańcuchami do łóżka. Z ledwością się podniosłem. Rebecca jeszcze spokojnie sobie spała, postanowiłem jej nie przeszkadzać. Otuliłem ją kołdrą, wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Chciałem iść do siebie, przebrać się w jakieś czyste ubrania, bo te były całe we krwi po wczorajszym wydarzeniu. Niedaleko mojego celu spotkałem Rexa, był jakiś zdołowany. Szedł powoli jedną ręką podpierając się o ścianę, zbliżyłem się do niego.
-Stało się coś? -zapytałem obojętnie.
-Nic poważnego... tylko kręci mi się w głowie, ostatnio trochę się przeziębiłem. A tobie co się stało?! -wyraźnie zaskoczony, gdy zobaczył tyle krwi na moim ubraniu – mordowałeś kogoś, czy co?
-Długa historia... i tak byś nie uwierzył... może Ci pomóc?
-Nie... nie zawracaj sobie mną głowy, poradzę sobie.
Rex minął mnie powoli, jednak za daleko nie doszedł. Po kilku krokach się przewrócił i upadł na ziemię.
-Jesteś pewny że sobie poradzisz?
-Teraz to już nie za bardzo.
Podałem mu rękę, pomogłem wstać, a następnie dojść do pokoju. Wolał bym żeby Rex nie interesował się tą sprawą... nie chciał bym żeby ktoś rozpowiedział to wszystko. Wszyscy w Providence uważaliby mnie za wariata.
Szybkim krokiem poszedłem po tym do pokoju i przebrałem się w czyste ubrania. Byłem rozkojarzony, tyle ostatnio się działo, a ja nie potrafiłem radzić sobie z tym wszystkim. Nagle w słuchawce usłyszałem głos Białego, oczywiście kazał iść natychmiast na trening. Nie odpowiedziałem, tylko wyłączyłem od razu słuchawkę, nie miałem specjalnej ochoty teraz z nim dyskutować. Poszedłem powoli na trening, nie spieszyło mi się. Nie denerwowałem i nie bałem się już tak jak wczoraj... po tym spotkaniu ze zjawą czułem się jakoś dziwnie lepiej, mimo to, że dobrze wiedziałem, że to się tak łatwo nie skończy. Po drodze zastanawiałem się jak to załatwić. Co zrobić, żeby się ode mnie odczepiła. Niestety nic nie wpadło mi do głowy. Postanowiłem, że porozmawiam o tym później z Holi, a jak na razie skupię się na codziennych obowiązkach.
Rozpocząłem trening. Usiłowałem skupić się na przeszkodach. Nie było wcale tak łatwo. Myślami ciągle byłem gdzieś daleko... nie potrafiłem się na niczym skupić. Parę razy oczywiście oberwałem. Nie mogłoby się bez tego obyć. Krwawiłem lekko z prawego ramienia, ale nie była to ciężka rana, więc się nią nie przejąłem. Końcówka treningu była najgorsza, ucieszyłem się że na reszcie skończę, i przestałem uważać na przeszkody. Oberwałem czymś twardym w głowę i upadłem na ziemię. Pojawiły się mroczki przed oczami i zamazał mi się cały obraz. Pulsujący ból nie ustępował. Gdy tylko usiłowałem podnieść się z podłogi, opadałem na nią z powrotem. Nie miałem już siły nawet próbować. Poddałem się i chwilę jeszcze tak leżałem. Po zaledwie kilku sekundach straciłem przytomność.
* * *
Obudziłem się oczywiście w skrzydle szpitalnym, byłem tu całkiem sam. Przez chwilę myślałem że wszystko już jest w porządku, ale nagle znów poczułem okropny ból w miejscu, w którym tak mocno oberwałem. Złapałem się jedną ręką za głowę. Zamknąłem oczy i cicho jęknąłem. Najchętniej bym teraz umarł, bynajmniej miał bym spokój. Nagle na swoim policzku poczułem zimną dłoń, uniosłem lekko głowę.
-Jeszcze Ciebie tu brakowało. -Chyba nie trzeba mówić kto mnie właśnie wtedy odwiedził.
-Ja też tęskniłam mój drogi.
-Możesz dać mi spokój? Nie mam teraz humoru.
-Przestań marudzić, gadasz sobie ze mną jak z najnormalniejszą dziewczyną.
-Może dlatego że się Ciebie zwyczajnie nie boję...
-A powinieneś.
-Co mam zrobić żebyś się ode mnie odczepiła?!
-Nie krzycz, nie denerwuj się tak... wiesz, w zasadzie mógł byś coś dla mnie zrobić.
-Ostatnio mówiłaś coś innego.
-Byłam na Ciebie zdenerwowana... ale myślałam troszeczkę nad tym.
-Przejdź w końcu do rzeczy.
-Kiedyś, gdy postanowiłeś się mnie raz na zawsze pozbyć... gdy mnie zamordowałeś...
-Nie przedłużaj tylko już mów! Nie mam teraz siły na takie dyskusje.
-Ukryłeś moje ciało na strychu w szkole... zamknąłeś w skrzyni...
-I co w związku z tym?
-Moja dusza nie miała jak odejść w zaświaty i w końcu odetchnąć... musisz pochować me ciało.-stwierdziła udawanym, słodkim głosikiem.
-Żartujesz sobie... ta szkoła jest na drugim końcu kraju... a poza tym nie będę się męczył tylko dlatego, żebyś zaznała spokoju.
-Ale ty także będziesz miał dzięki temu spokój... twoja dziewczyna i przyjaciel również... chyba że mam ich jeszcze trochę podręczyć.
-Od Rebecci i Rexa trzymaj się z daleka. Nie zaszantażujesz mnie, znajdę inny sposób i po prostu Cię zniszczę... zobaczysz.
-Jeszcze się przekonamy. -zachichotała, cofnęła się i po prostu przeniknęła przez ścianę.
Odetchnąłem z ulgą ale jednak martwiłem się trochę że doczepi się do kogoś innego. Ból nie ustępował, ciągle się męczyłem. Z ledwością podniosłem się z łóżka i podpierając ręką o ścianę poszedłem w kierunku drzwi. Gdy tylko się do nich zbliżyłem, przede mną stanęła Rebecca.
-A ty gdzie się wybierasz?
-Ja... nigdzie...
-Oj nie tłumacz się, siadaj z powrotem. -powiedziała cicho wskazując dłonią na łóżko.
Posłusznie usiadłem.
-Nie martw się, tylko Cię przebadam i będziesz wolny...
-Super.
-Nie mamrocz...
Trochę czasu to zajęło, ból się coraz bardziej nasilał. Badania trwały już prawie jakąś godzinę. Zacząłem marudzić.
-Długo jeszcze?
-Przestań narzekać.
-Miałaś tylko mnie przebadać.
-No i badam.
-Ale długo będzie to jeszcze trwało?
-Jak skończę to skończę, przestań gadać.
-No ale...
-cicho!
Natychmiast zmilkłem. Po chwili ciężko westchnąłem. Zauważyłem że wszystko ją teraz irytowało. Próbowałem siedzieć spokojnie, ale nie wytrzymywałem... nigdy nie wytrzymywałem długo w jednym miejscu. To ją jeszcze bardziej denerwowało.
-Możesz przestać się wiercić? Muszę pobrać Ci teraz krew... a chyba nie chcesz mieć kolejnej rany... hm?
-No dobra, dobra.
Przez kilka sekund siedziałem bez ruchu, długo to faktycznie nie potrwało.
-Szósty... Ty nie wytrzymasz, prawda?!
-Nie musisz się na mnie od razu wydzierać.
-No to przestań się wiercić, próbuję Cię przebadać...
-Nie moja wina...
-Owszem twoja, wiecznie coś Ci nie pasuje.
-Ale to nie ja teraz się wydzieram i mam pretensje o wszystko.
-Oj zamknij się!!
Wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia zostawiając mnie samego.
-No i znów się zaczyna... -mruknąłem cicho pod nosem.
Wstałem i wyszedłem tuż za nią.
-Znowu zaczynasz?
-O co Ci chodzi?!
-Znowu marudzisz... Wszystko Ci przeszkadza.
-Wcale nie, daj mi w końcu spokój!
-No i widzisz? A ty jeszcze zaprzeczasz.
-Zostaw mnie! Mam już tego dosyć Szósty!!
Przyspieszyła trochę. Westchnąłem cicho i podbiegłem do niej. Złapałem ją dość mocno za ramię.
-Stój.
-Puść mnie! Zostaw mnie w końcu!
-Nie, nie zostawię Cię. Powiedz mi co się dzieje.
-A ty co? Musisz wszystko wiedzieć?! Ogarnij się człowieku, puść mnie i daj mi w spokoju odejść!!!
Posłusznie puściłem i pozwoliłem żeby odeszła. Z jednej strony czułem się okropnie że tak się narzucałem... w końcu nie musiała mi wszystkiego mówić. Ale z drugiej strony martwiłem się trochę o nią, i chciałem wiedzieć. Po kilku chwilach poszedłem w drugą stronę, poszedłem do sali treningowej. Trenował akurat Rex. Stanąłem w wejściu i obserwowałem chwilę, póki mnie nie zauważył. W tym momencie wywalił się na ziemię, ale po krótkiej chwili wstał.
-auć... -skomentowałem cicho.
-Nic mi nie jest.
-Widzę że nie kręci Ci się już w głowie.
-Taa... czuję się już o wiele lepiej... I tak pomyślałem, żeby potrenować chwilę... ale to nie był najlepszy pomysł.
-Mhm.
Rex przywlókł się powoli do mnie, ale tuż przede mną potknął się i upadł ciągnąc mnie za sobą. Oboje dość mocno walnęliśmy w ziemię. Nie miałem zbyt wielkiego szczęścia, bo uderzyłem głową o podłogę... Poczułem nagle przeszywający ból, ale nie dałem tego po sobie poznać.
-Ojej... przepraszam Szósty... sierota ze mnie.
-Nie … nic się nie stało, serio... to nic takiego.
-Ale na pewno? Nie wyglądasz zbyt dobrze, jesteś jakiś blady... jeszcze bardziej niż zwykle.
-Na pewno... wszystko w porządku.
Oboje wstaliśmy z podłogi.
-Przepraszam...
-Rex przestań... nie masz za co przepraszać.
-Jasne... prze... -nie zdążył dokończyć bo mu przerwałem.
-Jeśli jeszcze raz przeprosisz, skopie Ci tyłek.
Rex od razu się przymknął.
-No dobra... Może potrenujemy?
-Jasne że tak! -odpowiedział z wielkim entuzjazmem.
Prawie niezauważalnie się uśmiechnąłem.
-No to chodź.
Ruszyłem się zaledwie o krok, a już zakręciło mi się w głowie tak, że prawie znów znalazłem się na podłodze. Zdążyłem podeprzeć się o ścianę.
-No... chyba nic nie będzie z tego naszego treningu. -przyznał smutno, zawsze lubił gdy razem trenowaliśmy.
-Nie... to nic... Możemy trenować.
-Jesteś pewien?
-Tak... na sto procent.
Rex szeroko i szczerze się uśmiechnął. Próbowałem się uspokoić. Poszedłem tuż za Rexem na środek sali, wyjąłem jednym, szybkim ruchem moje miecze. Rex chwilę pomyślał i sam stworzył swój wielki miecz.
-No dobra młody... zaczynamy.
-Coś czuję że dopisze mi dziś szczęście.
-Nie bądź tego taki pewien.
Rex ruszył w moją stronę, szybko uniknąłem ciosu. Ale z każdym gwałtownym ruchem kręciło mi się w głowie coraz bardziej.
Jeszcze nigdy nie szło mi tak źle... to był koszmar. Nigdy wcześniej tak nie obrywałem od Rexa. Przeważnie było to tak, że to on przegrywał. Po bardzo krótkim czasie leżałem na ziemi. Nie miałem siły nawet się podnieść. Cieszyłem się trochę dlatego, że nie było tu w tym momencie Bobo... wtedy nie obyło by się bez głupawych żartów. Rex stanął nade mną i się odezwał.
-Rozumiałem jak przegrałeś z Piątą... ale ze mną? To... dziwne.
-Nic już nie mów... ostatnio nie idzie mi najlepiej... mam małe problemy.
-Małe? Coś nie chce mi się w to wierzyć.
Rex pomógł mi wstać, nie miałem po prostu siły po tym wszystkim.
-Może lepiej idź do pokoju odpocząć.
-Przeważnie to ja mówię Ci to po treningu.
-No to teraz zmiana... trochę dziwnie się czuję.
-Dlaczego?
-Gościu... wygrałem z tobą... a kto by się nie cieszył?
-No nie wiem.
-No właśnie.
-Starczy na dzisiaj... następny trening wieczorem.
-Ooo nie... nie ma nawet mowy... żebym znów Cię tak od razu załatwił?
-Uwierz mi... wieczorem będzie ze mną o wiele lepiej... to ja Cię załatwię.
-Zakład?
-Dobra.
-O ile?
-Chcesz kasy? Niech Ci będzie...
-Stówka?
-Mi pasuje... ale ciekawe skąd ty ją weźmiesz gdy to ja wygram.
-Ależ zapewniam Cię, że przegrasz.
-Okaże się wieczorem.
-Jasne... to ja lecę, a ty się przygotuj.
Uśmiechnąłem się lekko. Rex wyszedł z sali. Nie wiem nawet dlaczego, ale przy nim czułem się jakoś lepiej... byłem o wiele szczęśliwszy... Był dla mnie jak prawdziwa rodzina. Rodzina... której już dawno nie miałem.

No więc tak, nie jest to jakieś specjalne arcydzieło, i ja to dobrze wiem... ale chyba nie jest też jednym z najgorszych na tym świecie, co? Pozwolę Wam to ocenić. Rozdział 6 pojawił się przedpremierowo, a to dlatego... że chciałam wam wynagrodzić te wszystkie ostatnie komplikacje. (oczywiście jeśli ktoś w ogóle przejmuje się tym czymś co nazywam moim blogiem)
Do pisania notki zmotywowała mnie Rilla... Gdy przeczytałam jej notkę natychmiast zachciało mi się pisać, więc szybko dokończyłam moją i dziś ją publikuję. Dziękuję Rilla, po raz kolejny mnie inspirujesz XD. Dziękuję Wam wszystkim za to, że czytacie mojego bloga i pozostawiacie po sobie ślad, jestem Wam za to niesamowicie wdzięczna. Jeszcze raz dziękuję, i żegnam.

6 komentarzy:

  1. Super rozdział. Taki tajemniczy. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie lańsko. Szósty... Nie strać stówy... to takie poniżające.
    I ogranicz te upadki, bo cofniesz się w rozwoju jak Hubert z "Pierwszej Miłości"
    A ty Rebecco zacznij brać Persen na uspokojenie, bo zostaniesz starą panną xD

    Oczywiście żartuje.
    Notka niezła.
    Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. uff nadrobilam... ale fajnie byloby gdyby Szosty wygral... rex mialby klopot... a moze Rexowi krecilo sie w glowie bo ta go nawiedzila? czekam na nexa i pozdro

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. super notka... tak dopiero teraz komentuje ale miałam problemy techniczne i niech Holiday weźmie coś na uspokojenie :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka fajna. xD Wredny duch - gdy zmarły uczepi się żywego, to nie ma zmiłuj. C: Niech Szósty wezwie egzorcystę, albo lepiej - Okultystę. XD

    OdpowiedzUsuń