Ogarnęło ich przerażenie, spojrzeli
po sobie i tuż po chwili biegli już w stronę, z której dobiegał
przeraźliwy krzyk. Zajęło im to sporo czasu, ale w końcu dotarli
do niewielkiego, pustego pomieszczenia. Weszli niepewnie do środka,
nagle wszystko ucichło. Rozejrzeli się wokoło. Caesar starał się
być ostrożny, trzymał się w małej odległości za Piątą. Nagle
tuż przed nimi pokazała się jasna, szara mgiełka. Usłyszeli po
sekudzie ten sam wrzask, który rozległ się jakiś czas temu, tylko
że tym razem był o wiele głośniejszy. Oboje natychmiast cofnęli
się o kilka kroków, zasłaniając dłońmi uszy. To było takie
głośne, że nie mogli wytrzymać, padli na ziemię. Po kilku
wydłużających się sekundach krzyk ucichł. Piąta i Caesar
odsłonili z powrotem uszy i znów się rozglądnęli. Pomieszczenie
znów było puste. Podnieśli się z ziemi, zaczęli gwałtownie i
szybko rozglądać się na wszystkie strony. Niespodziewanie,
potężne, mechaniczne drzwi zatrzasnęły się za nimi. Szybko do
nich podbiegli i usiłowali otworzyć, to było jednak niemożliwe,
nie dali rady, odwrócili się, po krótkiej chwili na środku małego
pomieszczenia znów pojawiła się identyczna mgiełka, przez chwilę
przyjęła kształt człowieka, jednak wciąż składała się tylko
z jasnego gazu. Machnęła rękoma w przód i po chwili uwolniły się
z nich cztery, ostre jak brzytwa jasno-błękitne kryształy. Z
zawrotną prędkością zbliżały się do Caesara i Piątej.
Czarnowłosy mężczyzna odruchowo chwycił kobietę w tali i
popchnął ją w przód. Dwa kryształy przeleciały tuż nad ich
głowami. Jednak kolejny otarł się o tylną część szyi Caesara,
rozcinając skórę na niej, ostatni wbił się w prawą, dolną
część jego brzucha. Krzyknął głośno z powodu okropnego bólu.
Po tym dziwna, tajemnicza mgiełka po raz kolejny rozpłynęła się
w powietrzu. Piąta w pierwszym momencie była tak zszokowana i
wystraszona, że nie zorientowała się nawet, mimo głośnego
krzyku, że coś dolega Caesarowi. Jego dłonie zsunęły się z jej
ciała. Dopiero gdy usłyszała, że mężczyzna upada na ziemię,
odwróciła się w jego stronę. W pierwszym momencie nie mogła
uwierzyć w to, co się stało, zakryła usta dłońmi, jednak po
chwili ukucnęła przy nim, ucisnęła lekko poważniejszą ranę na
brzuchu.
-Caesar, patrz na mnie, spokojnie.
-mężczyzna przymrużał oczy, Piąta starała się go zagadywać,
aby nie stracił przytomności, mogłoby się to źle skończyć.
Różowowłosej zaczęły spływać po policzku strumienie łez.
Zaczęła się obwiniać, chciał uratować przed tym ją, a sam
został bardzo poważnie ranny. Nie dało się nawet otworzyć drzwi,
najlepszym pomysłem, na jaki w tamtym momencie wpadła Piąta, było
wzywanie pomocy.
-Halo! Pomóżcie nam! -krzyczała
najgłośniej, jak tylko mogła. Łudziła się, że zaraz ktoś
tutaj przyjdzie i im pomoże. Patrzyła przerażonym wzrokiem na
Caesara.
-Spokojnie, wszystko będzie w
porządku, na pewno. Nic poważnego się nie stanie. -z
niedowierzaniem, patrząc mu w oczy.
-Piąta, przestań, nikt tutaj nie
przyjdzie, w tej części bazy nie ma nikogo, nikt nam nie pomoże,
jesteśmy w pułapce. -ledwo przytomny, mruknął cicho pod nosem.
-Nie! Na pewno nie! Pomogą nam,
zobaczysz, Tobie też nic nie będzie, wyciągną nas i Ci pomogą,
jestem tego pewna! -nie zwracając na nic uwagi, po prostu się do
niego przytuliła, jedną ręką wciąż uciskając jego ranę. Oboje
na moment zamilkli. Caesar uniósł z ledwością jedną rękę i ją
objął.
-Proszę, przestań siebie samą
oszukiwać, naprawdę, nikt tutaj nie przyjdzie. -Piąta już po tym
nie odpowiedziała. Leżała tuż obok niego, mocno się przytulając.
Łkała cicho. Naprawdę zależało jej na nim... jak na przyjacielu.
On jej pomógł, przez cały czas był przy niej, gdy leżała
nieprzytomna, lub po prostu potrzebowała towarzystwa. Nie chciała,
aby coś poważnego mu się stało, zostałaby wtedy sama, Szósty
zajęty był Rebeccą, a nikogo tutaj prócz jego i Caesara nie
miała. Może nie była tego do końca świadoma, ale desperacko
potrzebowała kogoś bliskiego, prawdziwego przyjaciela. Potrzebowała
właśnie jego. Pogłaskała go po chłodnym policzku. Spojrzała
smutnym, wręcz załamanym wzrokiem na jego twarz.
-Dasz radę, trzymaj się, jestem
pewna, że sobie poradzisz. -Caesar nie miał siły nawet wyżej
unieść powiek, spojrzał na nią kątem oka.
-Nie płacz, moje zdrowie i życie nie
jest warte Twoich łez. -pogłaskał ją po głowie i przeczesał
palcami jej krótkie włosy. Ona wtuliła się mocno w jego klatkę
piersiową.
-Nie mów tak, jesteś wart bardzo
dużo, życie każdego człowieka jest bezcenne... kotku. -nazywała
tak bardzo często różne osoby, ale gdy powiedziała tak do niego,
miało to głębsze znaczenie. Prawą dłonią zaczęła szukać na
ziemi jego ręki, gdy na nią trafiła, od razu mocno go za nią
chwyciła. Poczuła, że w obecnej sytuacji, gdy są tak blisko, jest
odrobinę spięty. Nie chciała zwracać na to uwagi. Z drugiej
strony mężczyźnie naprawdę pasowała ta bliskość z nią.
Pogłaskał delikatnie jednym palcem jej drżącą dłoń. Drugą
ręką dalej ją obejmował. Zupełnie już milczeli, wtuleni w
siebie rozmyślali nad tym, co będzie dalej. zostaną uratowani, czy
umrą tutaj z głodu, pragnienia i przemęczenia? Z każdą minutą
byli psychicznie coraz słabsi, a po kilku godzinach Caesarowi
zaczęły doskwierać poważne doznania fizyczne, i tak samo jemu,
jak i Piątej również głód i pragnienie. Mimo tego, nie odrywali
się od siebie ani na centymetr. Po bardzo długim czasie, gdy w
pomieszczeniu było już zupełnie ciemno, Piąta nerwowo zaczęła
rozglądać się wokoło. Caesar to szybko zauważył.
-Ej, co się dzieje? - zapytał z
wyraźną troską.
-Ja... nie... tylko... boję się
ciemności. -mruknęła cicho.
-Nie bój się, nie masz czego, jestem
przy Tobie, nic Ci nie grozi. -Caesar zdobył się na bardzo słaby
uśmiech. Ciągle przeczesywał delikatnymi ruhami dłoni jej włosy.
Piąta po chwili się podniosła. Wokół nich utworzyła się już
niewielka kałuża krwi. Różowowłosa urwała skrawek swojej
koszulki. Przycisnęła materiał do rany Caesara. On jęknął cicho
z bólu.
-csiii... muszę coś z tym zrobić,
wiem że boli... -uspokoiła go. On ciągle trzymał drżącą dłoń
przy jej plecach. Jej nawet się to podobało, cieszyła się, że
nie jest w tej chwili sama. Wiedziała dobrze, że może na niego
zawsze liczyć, że on w razie potrzeby za każdym razem jej pomoże.
W końcu jakiś czas temu, uratował ją już przed wykrwawieniem. A
teraz, gdyby nie On, zapewne to Ona leżała by teraz na jego
miejscu, ranna, bezwładna i słaba. Była mu naprawdę wdzięczna z
całego serca. Postanowiła jeszcze raz spróbować wezwać pomoc. Na
początku krzyczała najgłośniej, jak tylko potrafiła, Caesar jej
nawet nie powstrzymywał, nie miał siły nic już powiedzieć, leżał
tylko i czekał niecierpliwie. Z każdą minutą głos Piątej był
coraz cichszy. Po długim czasie ochrypła, nie mogła już krzyczeć,
mruczała tylko cicho, ciągle powtarzając z nadzieją:
-Pomocy... niech ktoś nam pomoże...
-po paru chwilach przestała, rozpłakała się i upadła zmęczona
na ziemię, znów wtulając się mocno w Caesara. Usłyszała cichy
jęk. Możliwe, że zadała mu ból, opadając na ranę.
-Przepraszam. -mruknęła tylko cicho,
zachrypniętym głosem. Owinęła ręce wokół jego szyi, nie
chciała puścić. Pomyślała, że jeśli mają tutaj niedługo
umrzeć, to chce być tuż przy nim, przy mężczyźnie, który był
dla niej tak życzliwy i serdeczny w chwili, gdy inni traktowali ją
jak powietrze, a jeszcze inni, jak śmiertelnego wroga. Leżąc na
jego klatce piersiowej, czuła spowolniony oddech, jak łapie każdy
z trudnością. Obejmując ramionami jego szyję, czuła jak spływa
na jej dłoń wąski, krwawy strumień. Delikatnie go tam gładziła,
nie czuł takiego bólu, jaki zadawała mu rana na brzuchu. Piąta
usłyszała po chwili, jak burczy jej cicho w brzuchu, zabrała
szybko jedną rękę i się za niego mocno chwyciła. Mruknęła
cicho pod nosem, ciągle szlochając. Uniosła bardzo delikatnie
głowę i spojrzała na twarz czarnowłosego mężczyzny. Ciągle
miał lekko uniesione powieki, patrzył prosto na sufit. Ona czerwoną
od krwi ręką pogłaskała go po policzku, zbliżyła się do niego.
Słyszała, jak stara się o każdy, chociażby najmniejszy oddech.
Jak walczy, aby tylko nie utracić przytomności. Zauważyła, że
powoli przegrywa tę walkę, chciała mu jakoś pomóc, ale
kompletnie nie wiedziała jak. Uroniła kilka drobnych, słonych łez,
które spadły na policzek Caesara i spłynęły dalej, na podłogę,
zostawiając wąskie, wilgotne ślady na jego skórze. Wzięła kilka
głębokich oddechów, drżała mocno, w pomieszczeniu było zimno, a
Ona nie miała na sobie nic specjalnego, cienkie spodnie i koszulka
nie zapewniały dużego ciepła. Jednak nie tylko chłód,
przyczyniał się do dreszczy. Zbliżyła się do jego prawego ucha i
szepnęła cicho...
Jak słodko... Szkoda, że go nie pocałowała. Od razu wiedziałam , że się pokochają xD Nie widzę powodu, żeby się przypierdolić. Bardzo mis się podoba. Czekam na next.
OdpowiedzUsuń... jestem głodny. xD Nadal. XD Dobra, ale nie o tym miałem pisać... He he he - wiedziałem, że coś pomiędzy nimi będzie.... lece czytać kolejną notkę, bo jestem ciekaw co mu powiedziała. =3
OdpowiedzUsuń