Informacje i regulamin bloga:

REGULAMIN!!!

1. Nie akceptuję wulgaryzmów w komentarzach, jeśli ktoś chciałby coś mi powiedzieć, podany jest numer Gadu-Gadu, oraz Gmail.

2. To samo sądzę o reklamowaniu się w komentarzach, poprzez wstawianie linków do swoich blogów lub innych stron (typu fora, serwisy, różnego rodzaju swoje konta [DeviantArt, YouTube] itp. ). Możesz robić to jedynie w wiadomościach prywatnych.

3. Jeśli już masz zamiar dodać komentarz, pisz na temat. Nie będę tolerowała tekstów, które mówią, że blog jest nudny i nie ma sensu go czytać. W takich sprawach dyskutować będę jedynie w wiadomościach prywatnych, ale na blogu ma panować spokój. Nie chcesz czytać, nie czytaj, proste, prawda?

4. Blog jest po to, aby czytać i ewentualnie komentować, a nie rządzić na nim, od tego jest autorka. Jeśli treść się nie podoba, wyłącz. Na pewno nie będzie akceptowane wymuszanie przygód, jakie bohaterowie tu przeżywają, jak i tego, kto będzie głównym bohaterem historii! O tym, ile razy ktoś będzie występował, i czy w ogóle będzie, decyduję ja!

Uwaga! Użytkownicy nie stosujący się do regulaminu będą od razu blokowani! Nie będę dawała ostrzeżeń, nie mam zamiaru bawić się z Wami w teksty " zapomniałam/em o tym" !

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 14

Brązowo-włosy mężczyzna stał tyłem do martwego ciała przyjaciela. Wpatrywał się w ogromne okno, widział za nim tylko pustynię, skały i piasek, a nad nim jasnobłękitne niebo i błyszczące, złociste słońce, świetlista kula unosiła się wysoko nad ziemią, i wędrowała dalej. Usłyszał, jak drzwi do pomieszczenia się otwierają, do środka weszło paru agentów, wezwanych wcześniej przez Szóstego. Bez zbędnych słów zabrali ciało szefa. Było oczywiste, co się stało, nikt nie zadawał już więcej pytań. Podczas tej całej tragedii zginęło bardzo wielu ludzi. Agentów i naukowców. Wszyscy byli pogrążeni w żalu, nikomu nie chciało się śmiać i rozmawiać. Szósty był szczególnie zdołowany, przyjaźnił się z Białym od naprawdę wielu lat. Nawet gdy został szefem, nie oszalał z powodu władzy, nie zapominał o swoim najlepszym przyjacielu, który zawsze był z nim, zawsze mu pomagał, zawsze mógł na niego liczyć. Nie zasługiwał na taki okrutny koniec, był przecież dobrym człowiekiem, nigdy nie zrobił nic złego. Był czasami nerwowy, zabraniał tutaj wielu rzeczy, rządał posłuszeństwa i dyscypliny, ale przecież do wszystkiego miał jakiś powód, chciał po prostu, aby w Providence było wszystko w porządku, w czasie światowej apokalipsy, związanej z przemienianiem się niewinnych ludzi i zwierząt w okropne potwory, nie było ani trochę miejsca na jakiekolwiek błędy.
Szósty był w tej sytuacji bezradny, miał mieszane myśli, nie wiedział kompletnie co ma robić. Najlepszą decyzją było w tej chwili poinformowanie pozostałych osób o tym incydencie. Providence nie mogła działać samodzielnie, potrzebny był ktoś, kto utrzymałby to wszystko w jednym kawałku. Osoba rozważna, uczciwa i silna, głównie psychicznie. Taka, która nie zrezygnowałaby od razu, po pojawieniu się pierwszych, najmniejszych kłopotów. Szósty znał pewną tajemnicę Białego, już jakiś czas temu chciano zmienić go na kogoś innego, lepszego. Kogoś, kto doprowadziłby ten cały bałagan do porządku, uważano, że Biały Rycerz sobie z tym nie radził. Że wymykało mu się to całkowicie z pod kontroli. Może i naprawdę tak było, z czasem pojawiały się coraz większe i poważniejsze problemy, wobec których był całkowicie bezradny, nie dawał sobie rady z ich rozwiązaniem. Bywały takie momenty, ale przecież nie oznaczało to, że był kompletnie bezużyteczny w całej tej organizacji. Teraz nie miało znaczenia nawet to, że był wspaniałym szefem. Umarł, odszedł na zawsze, już nigdy nie zobaczą go na ekranie komputera, siedzącego w swoim gabinecie, już nigdy nie usłyszą od niego rozkazów. Zostawił wszystkich swoich pracowników w bardzo trudnej sytuacji. Teraz wszyscy musieli radzić sobie przez jakiś czas sami, a następnie przyzwyczajać się już do całkiem nowego szefa. Oznaczało to także nowe rozkazy, prawa i zasady. To wszystko było jeszcze przed nimi, na razie jednak nie powinni myśleć o przyszłości, lecz teraźniejszości. Nie było czasu na smutek, czy łzy. Szósty doskonale o tym wiedząc, niechętnie zaczął zbliżać się do wyjścia z pomieszczenia, zatrzymał się jednak tuż przy drzwiach, spojrzał jeszcze raz na miejsce, w którym niedawno leżało ciało przyjaciela. Teraz pozostała tam już tylko dość spora, krwawa kałuża. Westchnął cicho, po czym ruszył w stronę skrzydła szpitalnego. Oprócz zajmujących tam wszystkie miejsca nieprzytomnych osób, nie było już nikogo. Szósty podszedł pewnym krokiem do wciąż nieprzytomnej Rebecci. Zauważył na świeżych wynikach badań, że jej stan niewiele się poprawił. Bardzo ucieszył się z tego powodu, że pomimo okropnych cierpień, jej organizm wciąż walczy i bardzo powoli tę walkę wygrywa. Ujął delikatnie jej dłoń, była zimna i bezwładna. Pomasował ją lekko.
-Kochanie, poradzisz sobie. Wierzę w Ciebie Słoneczko. -w odpowiedzi usłyszał oczywiście jedynie ciszę. Nie odchodził od niej ani na krok, cieszył się, że już nikt go nie wyganiał, że może być w końcu przez cały czas przy niej. Ciągle niesamowicie się martwił, głównie przez to, że to na sto procent nie koniec kłopotów, a ludzie w Providence nie są w stanie walczyć. W pomieszczeniu wyróżniało się jedno, puste łóżko, na którym wcześniej leżała Piąta. Mężczyzna pomyślał, że najwyraźniej lepiej się poczuła, i po prostu wymknęła się z budynku, w końcu, po co miała tam siedzieć? Nie było w Providence dla niej żadnej ważnej osoby, a jej dom był gdzie indziej, więc mogła pójść sobie stamtąd w każdej chwili. Jednak Ona była w danym momencie najmniejszym problemem Szóstego, martwił się o swoją ciężko chorą dziewczynę, właśnie dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel nie żyje, a na dodatek mieli poważne problemy z samym budynkiem, i wszystkimi pracownikami. Całe Providence naprawdę bardzo wiele dla niego znaczyło. Gdy już nic mu nie pozostało, tutaj dostał całkiem nowe życie, prawdziwy dom, poznał wspaniałych ludzi. Jednak najbardziej cieszył się z odnalezieniem osoby, którą kochał najbardziej na świecie, kobiety, z którą chciał zostać do końca życia.
* * *
W tym samym czasie, gdy Szósty cały swój czas poświęcał na leżeniu przy ukochanej, Caesar przechadzał się razem z Piątą po bazie. Dziewczyna czuła się już zdecydowanie lepiej, wyniki badań także były dobre, więc zezwolono jej na opuszczenie skrzydła szpitalnego. Oboje starali się nie myśleć o zaistniałych problemach, tylko cieszyć wspólnie spędzanym czasem. Caesar chciał pokazać jej tutaj jak najwięcej, co było odrobinę trudne, ponieważ z powodu licznych zniszczeń, do niektórych miejsc nie wpuszczali nikogo. Na ich szczęście ciągle dostępne było najciekawsze miejsce w Providence, w którym można pogrążyć się w marzeniach, pomyśleć w spokoju. Malownicze miejsce, w ktorym trzymano większość schwytanych E.V.O. Caesar wszedł z nową koleżanką do Zoo Pupilków. Gdy tylko przekroczyli próg potężnych, mechanicznych drzwi, zobaczyli wokoło mnóstwo agentów, sprawdzających stan niektórych stworów. Na szczęście ich stamtąd nie wyproszono. Pozwolono im spokojnie przechadzać się po gigantycznej sali, symulującej naturalne otoczenie większości E.V.O zwierząt. Piąta była wprost zachwycona widokiem, czuła się wtedy jak w prawdziwym lesie, który wypełniały potężne, wysokie drzewa o szerokich koronach i jasnozielonych liściach. Podłoże pokrywała ciemniejsza trawa, gdzieniegdzie mogła sięgać aż do pasa. Jednak czegoś brakowało, nie rósł tam ani jeden kwiat. Tylko krzewy, drzewa i trawy. Kolejnym minusem było to, że gdy ktoś spojrzał w górę, z chęcią oglądnięcia błękitnego, jasnego nieba, zobaczył tylko śnieżnobiały sufit z dziesiątkami długich, neonowych lamp, rażących jasnym światłem, tego samego koloru. Cóż, w końcu to było naprawdę zwyczajne pomieszczenie o czterech ścianach, a nie cudowny, tętniący życiem las. Ale oprócz tych szczegółów, to miejsce było naprawdę wspaniałe, jeśli nikt nie przeszkadzał i nie narzucał się, można było całkowicie zapomnieć, gdzie się właściwie znajduje. Różowo-włosa z zachwytem rozglądała się wokoło, prawie zapominając o obecności Caesara. Mężczyzna szedł tuż za nią, uśmiechając się delikatnie na widok szczęśliwej koleżanki, nie myślącej w ogóle o swojej ranie, czy wielu problemach. Nagle do dziewczyny podeszło powoli małe E.V.O, podobne do wiewiórki, ale o jasnoszarych oczach, bez źrenic, mimo to, nie miało raczej problemów z widzeniem wszystkiego dookoła. Jego puszyste, ciemniejsze odrobinę od oczu futerko kusiło, aby dotknąć stworzenia i je pogłaskać. Machało delikatnie długim, puszystym ogonkiem i coraz bardziej zbliżał się do Piątej, po chwili był już tuż przed nią, stanął na dwóch łapkach, a przednimi oparł się o prawą nogę dziewczyny. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, schyliła się i wzięła malucha na ręce. On zaczął wąchać i lizać ją delikatnie po twarzy, swoim różowym języczkiem. Dziewczyna cicho się roześmiała, podszedł do niej Caesar.
-Nie zachwycaj się, nie jest taki puszysty i milutki przez cały czas... -stwierdził cicho, głaskając delikatnie malutkie E.V.O po pyszczku.
-Jak to? -zapytała ze zdziwieniem Piąta.
-W nocy, gdy jest już ciemno powiększa swoje ciało, i jest bardzo agresywny, podobnie, gdy się zdenerwuje. -odpowiedział na pytanie, zabierając rękę z powrotem.
-Nie wygląda na groźnego, jest przeuroczy. -stwierdziła z uśmiechem, drapiąc wiewiórkę pod brudką.
-Kiedyś sama się o tym przekonasz. -uśmiechnął się do niej szczerze.
-Kiedyś? Nie, nie mogę zostać tutaj na długo, nie przyzwyczajaj się do mojej obecności. -mruknęła cicho, wypuszczając malutkie E.V.O. Które od razu po postawieniu drobnych łapek na ziemię, odbiegło przed siebie i zniknęło między ogromnymi drzewami.
-A... jasne, przepraszam. Po prostu tak miło spędza mi się z Tobą czas... że... no wiesz... -Słowa wypowiadał z wyraźnym zakłopotaniem, nie potrafił kontynuuować, więc Piąta przerwała.
-Tak, wiem... ja z Tobą również bardzo dobrze się bawię, ale sam rozumiesz, Providence nie jest dla mnie, to nie mój dom, nie moja bajka. -stwierdziła ze spokojem, jednak wewnątrz panował chaos. Wydawało się, że jest opanowana i skupiona, jednak to były tylko pozory. Patrzyła na Caesara zniecierpliwionym już wzrokiem, gdy mężczyzna już parę chwil milczał jak grób. Po chwili jednak usłyszała jego głos.
-Jasne, w pełni rozumiem. -spuścił lekko głowę, zaczął wpatrywać się w dół, w oczy rzucało się duże zakłopotanie. Dziewczyna westchnęła, widząc to.
-Posłuchaj, ja naprawdę nie mogę tutaj zostać, doceniam twoją pomoc, ale... to nie jest mój świat, czuję się tu obco, jak jakiś odmieniec, to nie dla mnie, zrozum. -usiłowała to wytłumaczyć i poprawić Caesarowi humor. Już miała dodać coś jeszcze, jednak przerwał im głośny, przeraźliwy i mrożący krew w żyłach wrzask.



Witam wszystkich! Notka pojawia się dziś, zgodnie z terminem, jako że jestem od dzisiaj najszczęśliwszą osobą na świecie, obyło się w tym rozdziale bez jakiś większych tragedii, lecz głównie spokojna rozmowa i coś tam coś tam XDD. Życzę wszystkim miłego dnia, ja na razie się żegnam, byeee ^ ^.

PS. DD dla Andisy.

2 komentarze:

  1. mmmmmmmmmmmmmmmm <3 Rokaa, kochanie, jesteś mega, tak wspaniale piszesz. Jeszcze muszę nadrobić pozostałe rozdziały, ale spokojnie; ***
    Naprawdę mi się podoba twój styl pisania i w ogóle. Kooocham cie, kociaku ^^. ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. "chciał po prostu, aby w Providence wszystko w porządku" - brak orzeczenia w zdaniu.
    "-Kochanie, poradzisz sobie. Wierzę w Ciebie Słoneczko." - "słoneczko", z ust Szóstego, moim zdaniem, brzmi bynajmniej dziwnie. xD W dodatku "ciebie"z małej litery.

    Ja miałem miły dzień, z jakiego powodu to wiesz. XD Notka świetna, genialne opisy, jednak nie obyło się bez błędów - te wyżej to te, które mnie najbardziej trafiły, reszta błahostki. Czekam na dalszy przebieg wydarzeń. xD

    OdpowiedzUsuń