Brązowo-włosy mężczyzna stał tyłem
do martwego ciała przyjaciela. Wpatrywał się w ogromne okno,
widział za nim tylko pustynię, skały i piasek, a nad nim
jasnobłękitne niebo i błyszczące, złociste słońce, świetlista
kula unosiła się wysoko nad ziemią, i wędrowała dalej. Usłyszał,
jak drzwi do pomieszczenia się otwierają, do środka weszło paru
agentów, wezwanych wcześniej przez Szóstego. Bez zbędnych słów
zabrali ciało szefa. Było oczywiste, co się stało, nikt nie
zadawał już więcej pytań. Podczas tej całej tragedii zginęło
bardzo wielu ludzi. Agentów i naukowców. Wszyscy byli pogrążeni w
żalu, nikomu nie chciało się śmiać i rozmawiać. Szósty był
szczególnie zdołowany, przyjaźnił się z Białym od naprawdę
wielu lat. Nawet gdy został szefem, nie oszalał z powodu władzy,
nie zapominał o swoim najlepszym przyjacielu, który zawsze był z
nim, zawsze mu pomagał, zawsze mógł na niego liczyć. Nie
zasługiwał na taki okrutny koniec, był przecież dobrym
człowiekiem, nigdy nie zrobił nic złego. Był czasami nerwowy,
zabraniał tutaj wielu rzeczy, rządał posłuszeństwa i dyscypliny,
ale przecież do wszystkiego miał jakiś powód, chciał po prostu,
aby w Providence było wszystko w porządku, w czasie światowej
apokalipsy, związanej z przemienianiem się niewinnych ludzi i
zwierząt w okropne potwory, nie było ani trochę miejsca na
jakiekolwiek błędy.
Szósty był w tej sytuacji bezradny,
miał mieszane myśli, nie wiedział kompletnie co ma robić.
Najlepszą decyzją było w tej chwili poinformowanie pozostałych
osób o tym incydencie. Providence nie mogła działać
samodzielnie, potrzebny był ktoś, kto utrzymałby to wszystko w
jednym kawałku. Osoba rozważna, uczciwa i silna, głównie
psychicznie. Taka, która nie zrezygnowałaby od razu, po pojawieniu
się pierwszych, najmniejszych kłopotów. Szósty znał pewną
tajemnicę Białego, już jakiś czas temu chciano zmienić go na
kogoś innego, lepszego. Kogoś, kto doprowadziłby ten cały bałagan
do porządku, uważano, że Biały Rycerz sobie z tym nie radził. Że
wymykało mu się to całkowicie z pod kontroli. Może i naprawdę
tak było, z czasem pojawiały się coraz większe i poważniejsze
problemy, wobec których był całkowicie bezradny, nie dawał sobie
rady z ich rozwiązaniem. Bywały takie momenty, ale przecież nie
oznaczało to, że był kompletnie bezużyteczny w całej tej
organizacji. Teraz nie miało znaczenia nawet to, że był wspaniałym
szefem. Umarł, odszedł na zawsze, już nigdy nie zobaczą go na
ekranie komputera, siedzącego w swoim gabinecie, już nigdy nie
usłyszą od niego rozkazów. Zostawił wszystkich swoich pracowników
w bardzo trudnej sytuacji. Teraz wszyscy musieli radzić sobie przez
jakiś czas sami, a następnie przyzwyczajać się już do całkiem
nowego szefa. Oznaczało to także nowe rozkazy, prawa i zasady. To
wszystko było jeszcze przed nimi, na razie jednak nie powinni myśleć
o przyszłości, lecz teraźniejszości. Nie było czasu na smutek,
czy łzy. Szósty doskonale o tym wiedząc, niechętnie zaczął
zbliżać się do wyjścia z pomieszczenia, zatrzymał się jednak
tuż przy drzwiach, spojrzał jeszcze raz na miejsce, w którym
niedawno leżało ciało przyjaciela. Teraz pozostała tam już tylko
dość spora, krwawa kałuża. Westchnął cicho, po czym ruszył w
stronę skrzydła szpitalnego. Oprócz zajmujących tam wszystkie
miejsca nieprzytomnych osób, nie było już nikogo. Szósty podszedł
pewnym krokiem do wciąż nieprzytomnej Rebecci. Zauważył na
świeżych wynikach badań, że jej stan niewiele się poprawił.
Bardzo ucieszył się z tego powodu, że pomimo okropnych cierpień,
jej organizm wciąż walczy i bardzo powoli tę walkę wygrywa. Ujął
delikatnie jej dłoń, była zimna i bezwładna. Pomasował ją
lekko.
-Kochanie, poradzisz sobie. Wierzę w
Ciebie Słoneczko. -w odpowiedzi usłyszał oczywiście jedynie
ciszę. Nie odchodził od niej ani na krok, cieszył się, że już
nikt go nie wyganiał, że może być w końcu przez cały czas przy
niej. Ciągle niesamowicie się martwił, głównie przez to, że to
na sto procent nie koniec kłopotów, a ludzie w Providence nie są w
stanie walczyć. W pomieszczeniu wyróżniało się jedno, puste
łóżko, na którym wcześniej leżała Piąta. Mężczyzna
pomyślał, że najwyraźniej lepiej się poczuła, i po prostu
wymknęła się z budynku, w końcu, po co miała tam siedzieć? Nie
było w Providence dla niej żadnej ważnej osoby, a jej dom był
gdzie indziej, więc mogła pójść sobie stamtąd w każdej chwili.
Jednak Ona była w danym momencie najmniejszym problemem Szóstego,
martwił się o swoją ciężko chorą dziewczynę, właśnie
dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel nie żyje, a na
dodatek mieli poważne problemy z samym budynkiem, i wszystkimi
pracownikami. Całe Providence naprawdę bardzo wiele dla niego
znaczyło. Gdy już nic mu nie pozostało, tutaj dostał całkiem
nowe życie, prawdziwy dom, poznał wspaniałych ludzi. Jednak
najbardziej cieszył się z odnalezieniem osoby, którą kochał
najbardziej na świecie, kobiety, z którą chciał zostać do końca
życia.
*
* *
W tym samym czasie, gdy Szósty cały
swój czas poświęcał na leżeniu przy ukochanej, Caesar
przechadzał się razem z Piątą po bazie. Dziewczyna czuła się
już zdecydowanie lepiej, wyniki badań także były dobre, więc
zezwolono jej na opuszczenie skrzydła szpitalnego. Oboje starali się
nie myśleć o zaistniałych problemach, tylko cieszyć wspólnie
spędzanym czasem. Caesar chciał pokazać jej tutaj jak najwięcej,
co było odrobinę trudne, ponieważ z powodu licznych zniszczeń, do
niektórych miejsc nie wpuszczali nikogo. Na ich szczęście ciągle
dostępne było najciekawsze miejsce w Providence, w którym można
pogrążyć się w marzeniach, pomyśleć w spokoju. Malownicze
miejsce, w ktorym trzymano większość schwytanych E.V.O. Caesar
wszedł z nową koleżanką do Zoo Pupilków. Gdy tylko przekroczyli
próg potężnych, mechanicznych drzwi, zobaczyli wokoło mnóstwo
agentów, sprawdzających stan niektórych stworów. Na szczęście
ich stamtąd nie wyproszono. Pozwolono im spokojnie przechadzać się
po gigantycznej sali, symulującej naturalne otoczenie większości
E.V.O zwierząt. Piąta była wprost zachwycona widokiem, czuła się
wtedy jak w prawdziwym lesie, który wypełniały potężne, wysokie
drzewa o szerokich koronach i jasnozielonych liściach. Podłoże
pokrywała ciemniejsza trawa, gdzieniegdzie mogła sięgać aż do
pasa. Jednak czegoś brakowało, nie rósł tam ani jeden kwiat.
Tylko krzewy, drzewa i trawy. Kolejnym minusem było to, że gdy ktoś
spojrzał w górę, z chęcią oglądnięcia błękitnego, jasnego
nieba, zobaczył tylko śnieżnobiały sufit z dziesiątkami długich,
neonowych lamp, rażących jasnym światłem, tego samego koloru.
Cóż, w końcu to było naprawdę zwyczajne pomieszczenie o czterech
ścianach, a nie cudowny, tętniący życiem las. Ale oprócz tych
szczegółów, to miejsce było naprawdę wspaniałe, jeśli nikt nie
przeszkadzał i nie narzucał się, można było całkowicie
zapomnieć, gdzie się właściwie znajduje. Różowo-włosa z
zachwytem rozglądała się wokoło, prawie zapominając o obecności
Caesara. Mężczyzna szedł tuż za nią, uśmiechając się
delikatnie na widok szczęśliwej koleżanki, nie myślącej w ogóle
o swojej ranie, czy wielu problemach. Nagle do dziewczyny podeszło
powoli małe E.V.O, podobne do wiewiórki, ale o jasnoszarych oczach,
bez źrenic, mimo to, nie miało raczej problemów z widzeniem
wszystkiego dookoła. Jego puszyste, ciemniejsze odrobinę od oczu
futerko kusiło, aby dotknąć stworzenia i je pogłaskać. Machało
delikatnie długim, puszystym ogonkiem i coraz bardziej zbliżał się
do Piątej, po chwili był już tuż przed nią, stanął na dwóch
łapkach, a przednimi oparł się o prawą nogę dziewczyny. Na jej
twarzy pojawił się szeroki uśmiech, schyliła się i wzięła
malucha na ręce. On zaczął wąchać i lizać ją delikatnie po
twarzy, swoim różowym języczkiem. Dziewczyna cicho się
roześmiała, podszedł do niej Caesar.
-Nie zachwycaj się, nie jest taki
puszysty i milutki przez cały czas... -stwierdził cicho, głaskając
delikatnie malutkie E.V.O po pyszczku.
-Jak to? -zapytała ze zdziwieniem
Piąta.
-W nocy, gdy jest już ciemno powiększa
swoje ciało, i jest bardzo agresywny, podobnie, gdy się zdenerwuje.
-odpowiedział na pytanie, zabierając rękę z powrotem.
-Nie wygląda na groźnego, jest
przeuroczy. -stwierdziła z uśmiechem, drapiąc wiewiórkę pod
brudką.
-Kiedyś sama się o tym przekonasz.
-uśmiechnął się do niej szczerze.
-Kiedyś? Nie, nie mogę zostać tutaj
na długo, nie przyzwyczajaj się do mojej obecności. -mruknęła
cicho, wypuszczając malutkie E.V.O. Które od razu po postawieniu
drobnych łapek na ziemię, odbiegło przed siebie i zniknęło
między ogromnymi drzewami.
-A... jasne, przepraszam. Po prostu tak
miło spędza mi się z Tobą czas... że... no wiesz... -Słowa
wypowiadał z wyraźnym zakłopotaniem, nie potrafił kontynuuować,
więc Piąta przerwała.
-Tak, wiem... ja z Tobą również
bardzo dobrze się bawię, ale sam rozumiesz, Providence nie jest dla
mnie, to nie mój dom, nie moja bajka. -stwierdziła ze spokojem,
jednak wewnątrz panował chaos. Wydawało się, że jest opanowana i
skupiona, jednak to były tylko pozory. Patrzyła na Caesara
zniecierpliwionym już wzrokiem, gdy mężczyzna już parę chwil
milczał jak grób. Po chwili jednak usłyszała jego głos.
-Jasne, w pełni rozumiem. -spuścił
lekko głowę, zaczął wpatrywać się w dół, w oczy rzucało się
duże zakłopotanie. Dziewczyna westchnęła, widząc to.
-Posłuchaj, ja naprawdę nie mogę
tutaj zostać, doceniam twoją pomoc, ale... to nie jest mój świat,
czuję się tu obco, jak jakiś odmieniec, to nie dla mnie, zrozum.
-usiłowała to wytłumaczyć i poprawić Caesarowi humor. Już miała
dodać coś jeszcze, jednak przerwał im głośny, przeraźliwy i
mrożący krew w żyłach wrzask.
Witam wszystkich! Notka pojawia się dziś, zgodnie z terminem, jako że jestem od dzisiaj najszczęśliwszą osobą na świecie, obyło się w tym rozdziale bez jakiś większych tragedii, lecz głównie spokojna rozmowa i coś tam coś tam XDD. Życzę wszystkim miłego dnia, ja na razie się żegnam, byeee ^ ^.
PS. DD dla Andisy.
mmmmmmmmmmmmmmmm <3 Rokaa, kochanie, jesteś mega, tak wspaniale piszesz. Jeszcze muszę nadrobić pozostałe rozdziały, ale spokojnie; ***
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się podoba twój styl pisania i w ogóle. Kooocham cie, kociaku ^^. ; **
"chciał po prostu, aby w Providence wszystko w porządku" - brak orzeczenia w zdaniu.
OdpowiedzUsuń"-Kochanie, poradzisz sobie. Wierzę w Ciebie Słoneczko." - "słoneczko", z ust Szóstego, moim zdaniem, brzmi bynajmniej dziwnie. xD W dodatku "ciebie"z małej litery.
Ja miałem miły dzień, z jakiego powodu to wiesz. XD Notka świetna, genialne opisy, jednak nie obyło się bez błędów - te wyżej to te, które mnie najbardziej trafiły, reszta błahostki. Czekam na dalszy przebieg wydarzeń. xD