Na samym początku tego rozdziału
chciała bym powiedzieć, że następuje pewna zmiana na blogu. Będę
pisała już nie w pierwszej, lecz w trzeciej osobie... a wkrótce
wszystkie poprzednie notki również zostaną poprawione włącznie z
błędami. To na tyle... miłego czytania, a jeśli uznacie że
pisanie w pierwszej osobie szło mi lepiej niż w trzeciej,
poprawiona zostanie tylko ta notka, i nic nie będę zmieniać. Jest
jeszcze druga zmiana, notki będą pojawiały się dwa razy w
tygodniu, w poniedziałki i piątki. Myślę że kogoś to ucieszy :)
Rex bardzo przejęty zakładem pobiegł
do pokoju, liczył że wygra i dostanie swoją stówkę... Nie
dostawał zapłaty za pracę w Providence, ale cóż się dziwić...
był nastolatkiem... piętnastoletnim dzieciakiem. Więc dlaczego
niby mieliby płacić mu jakieś pieniądze? W pokoju od razu położył
się na łóżko, wziął słuchawki i włączył muzykę.
Zastanawiał się na co wyda pieniądze gdy wygra.
Szósty z kolei był o wiele bardziej
spokojny. Nie przejmował się tym, czy wygra, czy przegra... nie
miał się za najlepszego na świecie. Gdyby przegrał po prostu dał
by mu obiecaną nagrodę i tyle...
Potrenował jeszcze chwilę. Nie
wytrzymał długo, ból wciąż dokuczał. Gdyby teraz dodatkowo
zadzwonił alarm, to byłby już szczyt wszystkiego... ledwo
wytrzymuje na zwyczajnym treningu a miał by normalnie walczyć z
E.V.O lub znów z Piątą? Nie ma nawet mowy. Po dość krótkim
czasie poszedł do swojego pokoju. Najchętniej spędził by te kilka
wolnych chwil z Rebeccą, niestety było to niemożliwe bo znów
miała te swoje dziwne humorki i nie spieszyło jej się do chociażby
zwyczajnej rozmowy. Szósty nie wiedział czy da radę walczyć z
Rexem, ale skoro już się założyli, nie miał wyjścia... nie mógł
stchórzyć. Usiadł na łóżko i zaczął delikatnie masować
skronie. Jedyne
czego teraz chciał, to w końcu mieć spokój, odpocząć od
wszystkich problemów. Ale to nie było takie łatwe, problemy nie
znikają same z siebie. Tylko samemu można pokonać niektóre
przeszkody stojące na drodze. Nie ma drogi na skróty... W życiu
czasem bywa ciężko, ale właśnie o to chodzi... Żeby zmierzyć
się z przeciwnościami, stawić czoła temu co dzieli nas od dojścia
do celu. Przez to za każdym razem stajemy się coraz lepsi...
Silniejsi. Szósty głęboko się zamyślił. Ta cisza i spokój nie
trwały długo. Nawet nie zauważył że przesiedział tak już ponad
dwie godziny. Umówił się z Rexem w sali treningowej na
dziewiętnastą... więc zostało mu niecałe czterdzieści pięć
minut... postanowił pójść tam wcześniej i poćwiczyć przed
walką. Nie był nawet jeszcze w połowie drogi, gdy usłyszał
głośnią rozmowę. Od razu rozpoznał głos Rebecci... wychylił
się lekko i zobaczył że rozmawia z kimś przez telefon.
-Owszem
jest tak źle... On nie daje mi spokoju... królewicz sądzi że jest
najważniejszy na świecie a ja wszystko muszę mu mówić... Co to
ma niby być?! … Ale Jak ja mam się niby nie denerwować? To już
jest szczyt wszystkiego... Nie wcale nie przesadzam... Dobra, na
razie... -Od razu dało się usłyszeć złość. Ale niby z jakiego
powodu? Co on jej takiego zrobił?
Domyślił
się że rozmawiała z koleżanką, albo swoją szesnastoletnią
siostrą którą udało im się uleczyć jakieś pół roku temu.
Usłyszał jak się do niego powoli zbliża. Natychmiast stamtąd
odszedł. -Nie sądziłem że ma o mnie aż takie złe
zdanie...-mruknął cicho pod nosem.
wszystko
waliło mu się na głowę. Nie miał w ogóle pojęcia co robić.
Jak na razie musiał załatwić jedną sprawę, a dopiero później
pomyśleć o pozostałych problemach. Ruszył szybkim i zdecydowanym
krokiem w stronę sali treningowej. Przyszedł przed Rexem więc
wykorzystał ten czas na przećwiczenie paru ciosów. Szło mu już
trochę lepiej, odpoczynek pomógł, ale niewiele... Przynajmniej
mógł już chodzić normalnie i nie przewracać się co chwilę, czy
coś podobnego. Pięć minut przed czasem przyszedł Rex.
-Nie
spóźniłeś się... Jestem pod wrażeniem. -Powiedział żartobliwie
gdy tylko go zobaczył.
-Tak...
nie mógł bym przegapić takiej okazji na zarobienie całej stówy w
tak prosty sposób.-Mówił z wielkim entuzjazmem.
-Jesteś
pewny siebie... zobaczymy co z tego w ogóle wyjdzie.-Szósty nie
dawał poznać po sobie smutku i zakłopotania.
-No
dobra... jak sądzę, nie przyszliśmy tutaj na pogawędkę.
-Racja...
Gotów?
-Jak
jeszcze nigdy. -Najwidoczniej piętnastolatek miał wielką nadzieję
na wygraną.
-No
to ty zaczynaj.
-Ja
mam zacząć żebyś od początku miał przewagę?
-A
co, może mi powiesz że się boisz?
Rex
uśmiechnął szeroko, stworzył swoje wielkie, mechaniczne pięści
i szybko zaatakował. Szósty zdołał odskoczyć i wykonać unik
przed ciosem. Miała to być niewinna walka, stoczona dla rozrywki.
Jednak Szósty nawet nie przeczuwał że coś tu jest nie tak... że
coś jest inaczej... Przez kilka pierwszych minut walka była
wyrównana. Po krótkim czasie jednak zaczęło dziać się coś
bardzo dziwnego. Uśmiech z twarzy Rexa zniknął a jej wyraz zrobił
się o wiele bardziej poważny. To był już koniec zabawy... Szósty
nie wiedział o co chodzi... co się stało? Ciągle usiłował
unikać ciosów Rexa. Było już zdecydowanie trudniej.
-Rex
co ty robisz?! -krzyknął zauważając że coś jest nie tak jak
powinno.
-Nic
nie mów, tylko walcz! -To nie był zdecydowanie głos
piętnastolatka... Był jak by podwójny... upiorny. Szósty się
przeraził. Właśnie z trudem uniknął kolejnego uderzenia. Rex
przestał na cokolwiek uważać. Próbując trafić Szóstego
zdemolował już całą salę treningową, aż w końcu mu się
udało. Przygwoździł przeciwnika do ściany. Zaczął go do niej
jeszcze bardziej dociskać. Szósty z trudem łapał oddech.
Próbował się wyszarpać.
-Rex...
puść mnie.... co ty... co ty robisz. -Wykrztusił z ledwością.
-Przykro
mi... nie mogę spełnić twojego rozkazu... Pocierpisz sobie teraz
trochę.
Nowy
głos Rexa sprawiał że Szóstego przechodziły ciarki... szarpał
się jak tylko mógł, powoli tracił siły, a pomoc znikąd nie
przybywała. Poddał się po dłuższym czasie. Rex puścił go, a
ten bezwładnie opadł na ziemię, jego miecze leżały tuż obok ale
Szósty nie miał siły nawet się ruszyć. Rex nieźle go
poturbował, ale na tym się nie kończyło. Nastolatek zamienił
wielkie mechaniczne pięści na miecz i zbliżył ostrze do klatki
piersiowej przeciwnika. Szósty zdołał przechylić lekko głowę w
jego stronę, jednak nie odezwał się ani słowem. Każdy oddech
łapał z wielkim trudem. Nastolatek przycisnął ostrze do jego
ciała i delikatnie wbił. Następnie szybkim, gwałtownym ruchem
rozciął skórę Szóstego. Od razu pojawił się strumień krwi. W
ten sposób dzięki Rexowi, Szósty miał już cztery rany na klatce
piersiowej, rozcięte całe prawe ramię oraz lewy policzek. Wokół
ciała rannego uformowała się spora kałuża krwi, i ciągle się
powiększała. Szósty ledwo trzymał się jeszcze przy życiu, rany
były głębokie. Od razu dało się zauważyć że to nie jest
prawdziwy Rex... że coś się stało... ktoś go kontroluje. Szósty
nawet podejrzewał już kto, ale w tej chwili i tak nie mógł nic
zrobić. Pozostawało jedynie mieć nadzieję że ktoś w końcu mu
pomoże... Rex zadawał mu z lekkim uśmiechem nowe rany. Nie odzywał
się już tylko patrzył jak przeciwnik cierpi. Szósty gdyby mógł
się teraz ruszyć, zwijał by się z bólu.
W
końcu nadszedł ratunek... drzwi od sali treningowej się otworzyły
i Szósty ujrzał kącikiem oka dwóch agentów. Oboje zatrzymali się
natychmiast gdy zobaczyli co się tu dzieje.
-Idźcie...
po Holiday... -mruknął cicho.
Agenci
natychmiast wybiegli z pomieszczenia, skierowali się w kierunku
laboratorium.
Szósty
sam nie wiedział czemu akurat kazał wezwać tu Rebeccę... to
pierwsza osoba która przyszła mu na myśl, chciałby ją teraz
zobaczyć... porozmawiać z nią... przytulić. Rex nachylił się
nad nim.
-Twoja
dziewczyna nic Ci tu nie pomoże... jeśli będzie to konieczne,
zabiję i ją, i Ciebie... ale Ty pocierpisz najbardziej.
-Dlaczego
to robisz... Rex...
-Tu
już nie ma Rexa mój drogi... A ta paniusia na niewiele się tu
zda... Wzywając ją skazałeś ją na śmierć...
-Nie
zabijaj jej... możesz zabić mnie... ale nie ją.
-Za
późno... trzeba było siedzieć cicho.
Rex
złośliwie się uśmiechnął i uniósł miecz nad ciałem
przeciwnika. Szósty zamknął oczy, jeszcze nigdy w życiu tak nie
oberwał, a zwłaszcza od Rexa. Było coraz gorzej... chciał to jak
najszybciej skończyć, ale jedynym problemem było to, że po prostu
nie wiedział jak. Nagle do sali jak burza wpadła Rebecca. Gdy
Szósty usłyszał jej kroki natychmiast otworzył oczy i skierował
wzrok w tamtą stronę. Ulżyło mu trochę, chodź były niewielkie
szanse że coś zdziała. Rebecca widocznie była wściekła, ale nie
wiadomo czy na Rexa, czy na Szóstego. Stanęła w niewielkiej
odległości od chłopaków i od razu się odezwała.
-Co
się tutaj dzieje, Rex... co ty wyprawiasz?! -niespokojnie.
Chłopak
tylko odwrócił się do niej, złośliwy uśmiech nie znikał z jego
twarzy.
-Przykro
mi... teraz obaj zginiecie.
Rebecca
słysząc jego upiorny głos natychmiast cofnęła się kilka kroków.
Rex ruszył w jej stronę, na szczęście zdążyła odskoczyć na
bok. Podbiegła natychmiast do Szóstego i ukucnęła przy nim. Rex
nie miał zamiaru odpuścić. Podszedł do nich.
-Jakie
to urocze...
-Co
ty wyrabiasz, Rex!
-Nie
mów tak do mnie... nie jestem Rexem... Już dawno powinniście się
domyślić że nie będę dłużej czekała i w końcu się
zemszczę... Szósty... powiedziałeś że mnie zniszczysz, a jak na
razie to ja niszczę Ciebie. -wrednie.
-Jeszcze
się przekonamy.
Ku
wielkiemu zdziwieniu nastolatka i Holiday Szósty wstał i sięgnął
po swoje miecze leżące niedaleko.
-Ja
się nie poddam... nie będziesz mną manipulować. Wniknęłaś w
ciało Rexa bo boisz się walczyć sama... obaj wiemy że jesteś
tchórzliwa.
Krew
nie przestawała płynąć strumieniami z ciała Szóstego, jednak to
go nie powstrzymywało, był gotowy walczyć. Usłyszał zza siebie
głos Rebecci.
-Szósty
nie... nie możesz walczyć.
-Owszem
mogę... Nie dam się jej zabić, nie ma mowy...
-Ale
…
-Żadnych
„ale” rozumiesz? Uciekaj stąd bo coś Ci się stanie.
-Nie...
nie odejdę.
-Rebecca...
W
dyskusji przerwał im Rex.
-Będziecie
gadać czy walczyć? -już trochę znudzonym głosem.
-Rebecca
odejdź stąd, nie chcę żeby Ci się coś stało.
-Ostatni
raz mówię... Nie.
Rex
się zdenerwował, nie chciało mu się już tego słuchać więc
zaatakował pierwszy. Szósty odsunął się na bok wykonując unik
ale na lewym ramieniu i tak pojawiła się po chwili nowa rana.
Złapał się mocno za ramię. Nie był w stanie walczyć i dobrze o
tym wiedział, ale mimo to nie poddawał się. Nie chciał także
wzywać do pomocy agentów, bo gdyby Biały dowiedział się o tym
wszystkim, obwiniał by Rexa. Wtedy niestety ale nastolatek szybko
wyleciałby z Providence a tego Szósty nie chciał.
Połowa
sali była już zalana krwią. Szósty wpadł na pewien pomysł,
chciał sprowokować dziewczynę aby opuściła ciało Rexa. Wiedział
że nie zrani ducha zwyczajną bronią, wie to każdy. Rozwiązanie
tego problemu było takie proste... każdy wie również, że światło
osłabia zjawy, a więc plan Szóstego jest chyba oczywisty.
-Jesteś
żałosna. -prawie szeptem. Nie miał siły nawet głośniej się
odezwać.
-O
co Ci znowu chodzi?
-Chcesz
się na mnie zemścić... chcesz mnie zabić, ale nie będziesz miała
takiej satysfakcji jeśli zginę z ręki Rexa, a nie Twojej...
Na
twarzy nastolatka pojawił się słaby uśmiech.
-Może
masz rację... zabiję Cię własnoręcznie.
Nagle
usłyszeli głośny krzyk Rexa, a z jego ciała wydostała się
zjawa. Szósty nie wierzył że tak łatwo poszło... że ona jest
taka naiwna, ale wychodziło to dla niego na dobre. Mieczami nie mógł
jej jednak nawet lekko zranić, musiał zwabić ją poza bazę... na
pustynię. Słońce już zachodziło więc musiał się spieszyć.
Rex
bezwładnie opadł na ziemię a jego miecz się rozsypał.
-Zajmij
się Rexem, a ja ją załatwię! -krzyknął do Rebecci.
Ona
tylko przytaknęła i podbiegła do ciała nastolatka. Lekko nim
szturchnęła ale on nawet nie drgnął. Sprawdziła puls, był ledwo
wyczuwalny, ale Rex jeszcze żył. Zjawa na moment odwróciła głowę
w stronę Holy.
-Z
tobą policzę się później... Najpierw załatwię twojego
kochasia.
Rebecca
wystraszyła się trochę, ale wierzyła że Szósty sobie poradzi i
raz na zawsze się z nią policzy.
-Skoro
chcesz mnie załatwić, najpierw może mnie dogoń?
Szósty
z ledwością wybiegł z sali treningowej a zjawa natychmiast
poleciała za nim.
-Nie
baw się ze mną w kotka i myszkę!
Nie
uzyskała odpowiedzi. Szósty biegł przed siebie tak szybko jak
mógł, ale liczne rany go ciągle osłabiały. Zostawiał za sobą
ślady krwi, przez co nie mógł zgubić dziewczyny. Biegł w
kierunku głównego wyjścia z bazy. Słońce wystawało za horyzont
już tylko w połowie i ciągle coraz bardziej się za nim kryło.
Szósty musiał się spieszyć, miał niewiele czasu. Jeśli nie
zdążyłby dziś, nie miałby najmniejszych szans przetrwać do rana
następnego dnia. Nie wytrzymałby fizycznie. Czuł narastający ból
w całym ciele ale się nie zatrzymywał. Na szczęście w
korytarzach bazy nikogo nie było. Usiłował przyspieszyć ale nie
dawał rady, dziewczyna go doganiała. Gdy dobiegł już do głównych
drzwi, spotkał go niewiarygodny pech. Drzwi były zatrzaśnięte i
nie miał szans wyjść nimi poza budynek.
-Choćbyś
stąd wyszedł, i tak bym Cię dorwała... nieistotne gdzie byś się
ukrył.
Szósty
milczał, było mu na rękę że nie domyśliła się jeszcze co chce
zrobić. Miał zaledwie kilka minut zanim słońce zniknie za
horyzontem, ale żadnej drogi ucieczki. Gdy chciał się już poddać,
wpadło mu coś do głowy, mógł wydostać się poza budynek z
hangaru. Gdy zjawa szybko podleciała do niego z zamiarem wniknięcia
w jego ciało on szybko odskoczył i pobiegł znów gdzieś przed
siebie.
-Po
prostu się poddaj! Nie masz żadnych szans przede mną uciec!
Szósty
biegł najszybciej jak mógł. Gdy tam dotarł jego myślenie się
sprawdziło. Wielkie „wrota” hangaru ciągle były otwarte.
Podszedł do barierki. W dół prowadziło ponad dziesięć metrów,
ale nie miał wyboru. Westchnął głęboko i skoczył. Może i było
to głupie i dziecinne... ale nic innego mu nie pozostawało. Gdy
upadł już na ziemię, poczuł przeszywający ból. Z trudem
powstrzymał krzyk, nie miał teraz czasu na zwijanie się z bólu na
ziemi. Natychmiast się podniósł, spojrzał na słońce i pobiegł
najszybciej jak potrafił w stronę wyjścia. Zjawa oczywiście przez
cały czas leciała za nim, nieświadoma w ogóle tego, że jej chęć
zemsty za chwilę może ją zniszczyć. Szósty wybiegł z hangaru,
przed nim rozciągała się ogromna pustynia. Odwrócił się i
zobaczył tę dziewczynę ciągle zbliżającą się do niego. Powoli
zaczął się cofać.
-Nawet
nie próbuj... nie ważne gdzie uciekniesz... gdzie się ukryjesz...
i tak Cię znajdę.
-Ale
ja nawet nie próbuję uciekać. Ciągle jesteś tak samo głupia jak
kiedyś, wiesz?
-Co?
Ja...
Nie
zdążyła nawet dokończyć zdania bo gdy tylko wyszła poza cień
budynku ostatnie promienie słońca zaczęły ją palić. Wokół
niej pojawiło się jasne, białe światło.
-Miałaś
rację... to już koniec... dla Ciebie. Ja mam jeszcze całe życie
przed sobą, a twoje już dawno się skończyło.
Gdy
słońce schowało się już całkowicie za horyzontem, zniknęło
także jasne światło, oraz sama zjawa. Szósty odetchnął z
wyraźną ulgą, na jego twarzy pojawił się nagle słaby uśmiech.
Był zadowolony że to wszystko się już skończyło. Chciał już
wracać do bazy, ale tuż po pierwszym kroku upadł nieprzytomny na
piasek.
Sylwestrowa
notka pełna akcji, krwi i odwagi naszego bohatera XD. Cóż... przy
tej notce naprawdę bardzo się starałam, jeszcze bardziej niż przy
poprzednich... chciałam żeby ta była wyjątkowa. W końcu to
ostatnia w tym roku. Na koniec chcę powiedzieć już tylko o pewnej
sprawie... Krew, cierpienia i złość w tej notce zawdzięczamy pani
S na którą byłam ostatnio niesamowicie wściekła :P. To tyle co
dziś miałam do powiedzenia, pozostaje mi już tylko życzyć
wszystkim dużo dobrej zabawy i szampana wieczorem... pozdrawiam
wszystkich. Do następnej notki.
Siemaneczko.
OdpowiedzUsuńNocia super ale za łatwo pokonał ducha noo myslałam o czyś dramatycznym epickim... Dobra już się zamykam ale znasz mnie musi byc przegięte XDD nie moge doczekać sie następnego rozdziału
Kurde, ty to umiesz podnieść ciśnienie. Kiedy next? Nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńNormalnie bomba. Super. Szósty nieprzytomny, Rex ledwo żyje... ale dobrze że wreszcie pokonał tę zjawę.... ufff... czekam na następną notkę
OdpowiedzUsuńcirce.salazar.
Biedny Szósty - nieźle pocierpiał. Ale notka ciekawa i długa, co jest plusem. xD Został mi jeszcze jeden rozdział do przeczytania...
OdpowiedzUsuńHahaha... Szósty jakby nieśmiertelny. Też bym chciała zlecieć z 10 piętra i się podnieść xD Dobrze, ze ta zjawa została pokonana... No i cieszę się, że ta notka jest taka długa.
OdpowiedzUsuń