Informacje i regulamin bloga:

REGULAMIN!!!

1. Nie akceptuję wulgaryzmów w komentarzach, jeśli ktoś chciałby coś mi powiedzieć, podany jest numer Gadu-Gadu, oraz Gmail.

2. To samo sądzę o reklamowaniu się w komentarzach, poprzez wstawianie linków do swoich blogów lub innych stron (typu fora, serwisy, różnego rodzaju swoje konta [DeviantArt, YouTube] itp. ). Możesz robić to jedynie w wiadomościach prywatnych.

3. Jeśli już masz zamiar dodać komentarz, pisz na temat. Nie będę tolerowała tekstów, które mówią, że blog jest nudny i nie ma sensu go czytać. W takich sprawach dyskutować będę jedynie w wiadomościach prywatnych, ale na blogu ma panować spokój. Nie chcesz czytać, nie czytaj, proste, prawda?

4. Blog jest po to, aby czytać i ewentualnie komentować, a nie rządzić na nim, od tego jest autorka. Jeśli treść się nie podoba, wyłącz. Na pewno nie będzie akceptowane wymuszanie przygód, jakie bohaterowie tu przeżywają, jak i tego, kto będzie głównym bohaterem historii! O tym, ile razy ktoś będzie występował, i czy w ogóle będzie, decyduję ja!

Uwaga! Użytkownicy nie stosujący się do regulaminu będą od razu blokowani! Nie będę dawała ostrzeżeń, nie mam zamiaru bawić się z Wami w teksty " zapomniałam/em o tym" !

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 7

Na samym początku tego rozdziału chciała bym powiedzieć, że następuje pewna zmiana na blogu. Będę pisała już nie w pierwszej, lecz w trzeciej osobie... a wkrótce wszystkie poprzednie notki również zostaną poprawione włącznie z błędami. To na tyle... miłego czytania, a jeśli uznacie że pisanie w pierwszej osobie szło mi lepiej niż w trzeciej, poprawiona zostanie tylko ta notka, i nic nie będę zmieniać. Jest jeszcze druga zmiana, notki będą pojawiały się dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i piątki. Myślę że kogoś to ucieszy :)


Rex bardzo przejęty zakładem pobiegł do pokoju, liczył że wygra i dostanie swoją stówkę... Nie dostawał zapłaty za pracę w Providence, ale cóż się dziwić... był nastolatkiem... piętnastoletnim dzieciakiem. Więc dlaczego niby mieliby płacić mu jakieś pieniądze? W pokoju od razu położył się na łóżko, wziął słuchawki i włączył muzykę. Zastanawiał się na co wyda pieniądze gdy wygra.
Szósty z kolei był o wiele bardziej spokojny. Nie przejmował się tym, czy wygra, czy przegra... nie miał się za najlepszego na świecie. Gdyby przegrał po prostu dał by mu obiecaną nagrodę i tyle...
Potrenował jeszcze chwilę. Nie wytrzymał długo, ból wciąż dokuczał. Gdyby teraz dodatkowo zadzwonił alarm, to byłby już szczyt wszystkiego... ledwo wytrzymuje na zwyczajnym treningu a miał by normalnie walczyć z E.V.O lub znów z Piątą? Nie ma nawet mowy. Po dość krótkim czasie poszedł do swojego pokoju. Najchętniej spędził by te kilka wolnych chwil z Rebeccą, niestety było to niemożliwe bo znów miała te swoje dziwne humorki i nie spieszyło jej się do chociażby zwyczajnej rozmowy. Szósty nie wiedział czy da radę walczyć z Rexem, ale skoro już się założyli, nie miał wyjścia... nie mógł stchórzyć. Usiadł na łóżko i zaczął delikatnie masować skronie. Jedyne czego teraz chciał, to w końcu mieć spokój, odpocząć od wszystkich problemów. Ale to nie było takie łatwe, problemy nie znikają same z siebie. Tylko samemu można pokonać niektóre przeszkody stojące na drodze. Nie ma drogi na skróty... W życiu czasem bywa ciężko, ale właśnie o to chodzi... Żeby zmierzyć się z przeciwnościami, stawić czoła temu co dzieli nas od dojścia do celu. Przez to za każdym razem stajemy się coraz lepsi... Silniejsi. Szósty głęboko się zamyślił. Ta cisza i spokój nie trwały długo. Nawet nie zauważył że przesiedział tak już ponad dwie godziny. Umówił się z Rexem w sali treningowej na dziewiętnastą... więc zostało mu niecałe czterdzieści pięć minut... postanowił pójść tam wcześniej i poćwiczyć przed walką. Nie był nawet jeszcze w połowie drogi, gdy usłyszał głośnią rozmowę. Od razu rozpoznał głos Rebecci... wychylił się lekko i zobaczył że rozmawia z kimś przez telefon.
-Owszem jest tak źle... On nie daje mi spokoju... królewicz sądzi że jest najważniejszy na świecie a ja wszystko muszę mu mówić... Co to ma niby być?! … Ale Jak ja mam się niby nie denerwować? To już jest szczyt wszystkiego... Nie wcale nie przesadzam... Dobra, na razie... -Od razu dało się usłyszeć złość. Ale niby z jakiego powodu? Co on jej takiego zrobił?
Domyślił się że rozmawiała z koleżanką, albo swoją szesnastoletnią siostrą którą udało im się uleczyć jakieś pół roku temu. Usłyszał jak się do niego powoli zbliża. Natychmiast stamtąd odszedł. -Nie sądziłem że ma o mnie aż takie złe zdanie...-mruknął cicho pod nosem.
wszystko waliło mu się na głowę. Nie miał w ogóle pojęcia co robić. Jak na razie musiał załatwić jedną sprawę, a dopiero później pomyśleć o pozostałych problemach. Ruszył szybkim i zdecydowanym krokiem w stronę sali treningowej. Przyszedł przed Rexem więc wykorzystał ten czas na przećwiczenie paru ciosów. Szło mu już trochę lepiej, odpoczynek pomógł, ale niewiele... Przynajmniej mógł już chodzić normalnie i nie przewracać się co chwilę, czy coś podobnego. Pięć minut przed czasem przyszedł Rex.
-Nie spóźniłeś się... Jestem pod wrażeniem. -Powiedział żartobliwie gdy tylko go zobaczył.
-Tak... nie mógł bym przegapić takiej okazji na zarobienie całej stówy w tak prosty sposób.-Mówił z wielkim entuzjazmem.
-Jesteś pewny siebie... zobaczymy co z tego w ogóle wyjdzie.-Szósty nie dawał poznać po sobie smutku i zakłopotania.
-No dobra... jak sądzę, nie przyszliśmy tutaj na pogawędkę.
-Racja... Gotów?
-Jak jeszcze nigdy. -Najwidoczniej piętnastolatek miał wielką nadzieję na wygraną.
-No to ty zaczynaj.
-Ja mam zacząć żebyś od początku miał przewagę?
-A co, może mi powiesz że się boisz?
Rex uśmiechnął szeroko, stworzył swoje wielkie, mechaniczne pięści i szybko zaatakował. Szósty zdołał odskoczyć i wykonać unik przed ciosem. Miała to być niewinna walka, stoczona dla rozrywki. Jednak Szósty nawet nie przeczuwał że coś tu jest nie tak... że coś jest inaczej... Przez kilka pierwszych minut walka była wyrównana. Po krótkim czasie jednak zaczęło dziać się coś bardzo dziwnego. Uśmiech z twarzy Rexa zniknął a jej wyraz zrobił się o wiele bardziej poważny. To był już koniec zabawy... Szósty nie wiedział o co chodzi... co się stało? Ciągle usiłował unikać ciosów Rexa. Było już zdecydowanie trudniej.
-Rex co ty robisz?! -krzyknął zauważając że coś jest nie tak jak powinno.
-Nic nie mów, tylko walcz! -To nie był zdecydowanie głos piętnastolatka... Był jak by podwójny... upiorny. Szósty się przeraził. Właśnie z trudem uniknął kolejnego uderzenia. Rex przestał na cokolwiek uważać. Próbując trafić Szóstego zdemolował już całą salę treningową, aż w końcu mu się udało. Przygwoździł przeciwnika do ściany. Zaczął go do niej jeszcze bardziej dociskać. Szósty z trudem łapał oddech. Próbował się wyszarpać.
-Rex... puść mnie.... co ty... co ty robisz. -Wykrztusił z ledwością.
-Przykro mi... nie mogę spełnić twojego rozkazu... Pocierpisz sobie teraz trochę.
Nowy głos Rexa sprawiał że Szóstego przechodziły ciarki... szarpał się jak tylko mógł, powoli tracił siły, a pomoc znikąd nie przybywała. Poddał się po dłuższym czasie. Rex puścił go, a ten bezwładnie opadł na ziemię, jego miecze leżały tuż obok ale Szósty nie miał siły nawet się ruszyć. Rex nieźle go poturbował, ale na tym się nie kończyło. Nastolatek zamienił wielkie mechaniczne pięści na miecz i zbliżył ostrze do klatki piersiowej przeciwnika. Szósty zdołał przechylić lekko głowę w jego stronę, jednak nie odezwał się ani słowem. Każdy oddech łapał z wielkim trudem. Nastolatek przycisnął ostrze do jego ciała i delikatnie wbił. Następnie szybkim, gwałtownym ruchem rozciął skórę Szóstego. Od razu pojawił się strumień krwi. W ten sposób dzięki Rexowi, Szósty miał już cztery rany na klatce piersiowej, rozcięte całe prawe ramię oraz lewy policzek. Wokół ciała rannego uformowała się spora kałuża krwi, i ciągle się powiększała. Szósty ledwo trzymał się jeszcze przy życiu, rany były głębokie. Od razu dało się zauważyć że to nie jest prawdziwy Rex... że coś się stało... ktoś go kontroluje. Szósty nawet podejrzewał już kto, ale w tej chwili i tak nie mógł nic zrobić. Pozostawało jedynie mieć nadzieję że ktoś w końcu mu pomoże... Rex zadawał mu z lekkim uśmiechem nowe rany. Nie odzywał się już tylko patrzył jak przeciwnik cierpi. Szósty gdyby mógł się teraz ruszyć, zwijał by się z bólu.
W końcu nadszedł ratunek... drzwi od sali treningowej się otworzyły i Szósty ujrzał kącikiem oka dwóch agentów. Oboje zatrzymali się natychmiast gdy zobaczyli co się tu dzieje.
-Idźcie... po Holiday... -mruknął cicho.
Agenci natychmiast wybiegli z pomieszczenia, skierowali się w kierunku laboratorium.
Szósty sam nie wiedział czemu akurat kazał wezwać tu Rebeccę... to pierwsza osoba która przyszła mu na myśl, chciałby ją teraz zobaczyć... porozmawiać z nią... przytulić. Rex nachylił się nad nim.
-Twoja dziewczyna nic Ci tu nie pomoże... jeśli będzie to konieczne, zabiję i ją, i Ciebie... ale Ty pocierpisz najbardziej.
-Dlaczego to robisz... Rex...
-Tu już nie ma Rexa mój drogi... A ta paniusia na niewiele się tu zda... Wzywając ją skazałeś ją na śmierć...
-Nie zabijaj jej... możesz zabić mnie... ale nie ją.
-Za późno... trzeba było siedzieć cicho.
Rex złośliwie się uśmiechnął i uniósł miecz nad ciałem przeciwnika. Szósty zamknął oczy, jeszcze nigdy w życiu tak nie oberwał, a zwłaszcza od Rexa. Było coraz gorzej... chciał to jak najszybciej skończyć, ale jedynym problemem było to, że po prostu nie wiedział jak. Nagle do sali jak burza wpadła Rebecca. Gdy Szósty usłyszał jej kroki natychmiast otworzył oczy i skierował wzrok w tamtą stronę. Ulżyło mu trochę, chodź były niewielkie szanse że coś zdziała. Rebecca widocznie była wściekła, ale nie wiadomo czy na Rexa, czy na Szóstego. Stanęła w niewielkiej odległości od chłopaków i od razu się odezwała.
-Co się tutaj dzieje, Rex... co ty wyprawiasz?! -niespokojnie.
Chłopak tylko odwrócił się do niej, złośliwy uśmiech nie znikał z jego twarzy.
-Przykro mi... teraz obaj zginiecie.
Rebecca słysząc jego upiorny głos natychmiast cofnęła się kilka kroków. Rex ruszył w jej stronę, na szczęście zdążyła odskoczyć na bok. Podbiegła natychmiast do Szóstego i ukucnęła przy nim. Rex nie miał zamiaru odpuścić. Podszedł do nich.
-Jakie to urocze...
-Co ty wyrabiasz, Rex!
-Nie mów tak do mnie... nie jestem Rexem... Już dawno powinniście się domyślić że nie będę dłużej czekała i w końcu się zemszczę... Szósty... powiedziałeś że mnie zniszczysz, a jak na razie to ja niszczę Ciebie. -wrednie.
-Jeszcze się przekonamy.
Ku wielkiemu zdziwieniu nastolatka i Holiday Szósty wstał i sięgnął po swoje miecze leżące niedaleko.
-Ja się nie poddam... nie będziesz mną manipulować. Wniknęłaś w ciało Rexa bo boisz się walczyć sama... obaj wiemy że jesteś tchórzliwa.
Krew nie przestawała płynąć strumieniami z ciała Szóstego, jednak to go nie powstrzymywało, był gotowy walczyć. Usłyszał zza siebie głos Rebecci.
-Szósty nie... nie możesz walczyć.
-Owszem mogę... Nie dam się jej zabić, nie ma mowy...
-Ale …
-Żadnych „ale” rozumiesz? Uciekaj stąd bo coś Ci się stanie.
-Nie... nie odejdę.
-Rebecca...
W dyskusji przerwał im Rex.
-Będziecie gadać czy walczyć? -już trochę znudzonym głosem.
-Rebecca odejdź stąd, nie chcę żeby Ci się coś stało.
-Ostatni raz mówię... Nie.
Rex się zdenerwował, nie chciało mu się już tego słuchać więc zaatakował pierwszy. Szósty odsunął się na bok wykonując unik ale na lewym ramieniu i tak pojawiła się po chwili nowa rana. Złapał się mocno za ramię. Nie był w stanie walczyć i dobrze o tym wiedział, ale mimo to nie poddawał się. Nie chciał także wzywać do pomocy agentów, bo gdyby Biały dowiedział się o tym wszystkim, obwiniał by Rexa. Wtedy niestety ale nastolatek szybko wyleciałby z Providence a tego Szósty nie chciał.
Połowa sali była już zalana krwią. Szósty wpadł na pewien pomysł, chciał sprowokować dziewczynę aby opuściła ciało Rexa. Wiedział że nie zrani ducha zwyczajną bronią, wie to każdy. Rozwiązanie tego problemu było takie proste... każdy wie również, że światło osłabia zjawy, a więc plan Szóstego jest chyba oczywisty.
-Jesteś żałosna. -prawie szeptem. Nie miał siły nawet głośniej się odezwać.
-O co Ci znowu chodzi?
-Chcesz się na mnie zemścić... chcesz mnie zabić, ale nie będziesz miała takiej satysfakcji jeśli zginę z ręki Rexa, a nie Twojej...
Na twarzy nastolatka pojawił się słaby uśmiech.
-Może masz rację... zabiję Cię własnoręcznie.
Nagle usłyszeli głośny krzyk Rexa, a z jego ciała wydostała się zjawa. Szósty nie wierzył że tak łatwo poszło... że ona jest taka naiwna, ale wychodziło to dla niego na dobre. Mieczami nie mógł jej jednak nawet lekko zranić, musiał zwabić ją poza bazę... na pustynię. Słońce już zachodziło więc musiał się spieszyć.
Rex bezwładnie opadł na ziemię a jego miecz się rozsypał.
-Zajmij się Rexem, a ja ją załatwię! -krzyknął do Rebecci.
Ona tylko przytaknęła i podbiegła do ciała nastolatka. Lekko nim szturchnęła ale on nawet nie drgnął. Sprawdziła puls, był ledwo wyczuwalny, ale Rex jeszcze żył. Zjawa na moment odwróciła głowę w stronę Holy.
-Z tobą policzę się później... Najpierw załatwię twojego kochasia.
Rebecca wystraszyła się trochę, ale wierzyła że Szósty sobie poradzi i raz na zawsze się z nią policzy.
-Skoro chcesz mnie załatwić, najpierw może mnie dogoń?
Szósty z ledwością wybiegł z sali treningowej a zjawa natychmiast poleciała za nim.
-Nie baw się ze mną w kotka i myszkę!
Nie uzyskała odpowiedzi. Szósty biegł przed siebie tak szybko jak mógł, ale liczne rany go ciągle osłabiały. Zostawiał za sobą ślady krwi, przez co nie mógł zgubić dziewczyny. Biegł w kierunku głównego wyjścia z bazy. Słońce wystawało za horyzont już tylko w połowie i ciągle coraz bardziej się za nim kryło. Szósty musiał się spieszyć, miał niewiele czasu. Jeśli nie zdążyłby dziś, nie miałby najmniejszych szans przetrwać do rana następnego dnia. Nie wytrzymałby fizycznie. Czuł narastający ból w całym ciele ale się nie zatrzymywał. Na szczęście w korytarzach bazy nikogo nie było. Usiłował przyspieszyć ale nie dawał rady, dziewczyna go doganiała. Gdy dobiegł już do głównych drzwi, spotkał go niewiarygodny pech. Drzwi były zatrzaśnięte i nie miał szans wyjść nimi poza budynek.
-Choćbyś stąd wyszedł, i tak bym Cię dorwała... nieistotne gdzie byś się ukrył.
Szósty milczał, było mu na rękę że nie domyśliła się jeszcze co chce zrobić. Miał zaledwie kilka minut zanim słońce zniknie za horyzontem, ale żadnej drogi ucieczki. Gdy chciał się już poddać, wpadło mu coś do głowy, mógł wydostać się poza budynek z hangaru. Gdy zjawa szybko podleciała do niego z zamiarem wniknięcia w jego ciało on szybko odskoczył i pobiegł znów gdzieś przed siebie.
-Po prostu się poddaj! Nie masz żadnych szans przede mną uciec!
Szósty biegł najszybciej jak mógł. Gdy tam dotarł jego myślenie się sprawdziło. Wielkie „wrota” hangaru ciągle były otwarte. Podszedł do barierki. W dół prowadziło ponad dziesięć metrów, ale nie miał wyboru. Westchnął głęboko i skoczył. Może i było to głupie i dziecinne... ale nic innego mu nie pozostawało. Gdy upadł już na ziemię, poczuł przeszywający ból. Z trudem powstrzymał krzyk, nie miał teraz czasu na zwijanie się z bólu na ziemi. Natychmiast się podniósł, spojrzał na słońce i pobiegł najszybciej jak potrafił w stronę wyjścia. Zjawa oczywiście przez cały czas leciała za nim, nieświadoma w ogóle tego, że jej chęć zemsty za chwilę może ją zniszczyć. Szósty wybiegł z hangaru, przed nim rozciągała się ogromna pustynia. Odwrócił się i zobaczył tę dziewczynę ciągle zbliżającą się do niego. Powoli zaczął się cofać.
-Nawet nie próbuj... nie ważne gdzie uciekniesz... gdzie się ukryjesz... i tak Cię znajdę.
-Ale ja nawet nie próbuję uciekać. Ciągle jesteś tak samo głupia jak kiedyś, wiesz?
-Co? Ja...
Nie zdążyła nawet dokończyć zdania bo gdy tylko wyszła poza cień budynku ostatnie promienie słońca zaczęły ją palić. Wokół niej pojawiło się jasne, białe światło.
-Miałaś rację... to już koniec... dla Ciebie. Ja mam jeszcze całe życie przed sobą, a twoje już dawno się skończyło.
Gdy słońce schowało się już całkowicie za horyzontem, zniknęło także jasne światło, oraz sama zjawa. Szósty odetchnął z wyraźną ulgą, na jego twarzy pojawił się nagle słaby uśmiech. Był zadowolony że to wszystko się już skończyło. Chciał już wracać do bazy, ale tuż po pierwszym kroku upadł nieprzytomny na piasek.

Sylwestrowa notka pełna akcji, krwi i odwagi naszego bohatera XD. Cóż... przy tej notce naprawdę bardzo się starałam, jeszcze bardziej niż przy poprzednich... chciałam żeby ta była wyjątkowa. W końcu to ostatnia w tym roku. Na koniec chcę powiedzieć już tylko o pewnej sprawie... Krew, cierpienia i złość w tej notce zawdzięczamy pani S na którą byłam ostatnio niesamowicie wściekła :P. To tyle co dziś miałam do powiedzenia, pozostaje mi już tylko życzyć wszystkim dużo dobrej zabawy i szampana wieczorem... pozdrawiam wszystkich. Do następnej notki.

5 komentarzy:

  1. Siemaneczko.
    Nocia super ale za łatwo pokonał ducha noo myslałam o czyś dramatycznym epickim... Dobra już się zamykam ale znasz mnie musi byc przegięte XDD nie moge doczekać sie następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, ty to umiesz podnieść ciśnienie. Kiedy next? Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalnie bomba. Super. Szósty nieprzytomny, Rex ledwo żyje... ale dobrze że wreszcie pokonał tę zjawę.... ufff... czekam na następną notkę
    circe.salazar.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Szósty - nieźle pocierpiał. Ale notka ciekawa i długa, co jest plusem. xD Został mi jeszcze jeden rozdział do przeczytania...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha... Szósty jakby nieśmiertelny. Też bym chciała zlecieć z 10 piętra i się podnieść xD Dobrze, ze ta zjawa została pokonana... No i cieszę się, że ta notka jest taka długa.

    OdpowiedzUsuń